Orin i pasma Ojca

Pasma Ojca.

 

Pasma Ojca to nic innego, jak graficzny węzeł energetyczny ustawiający pewne zakresy wibracji w całości istoty ludzkiej. Działają aktywnie na czterech poziomach Głębi, ale swoim zakresem sięgają nawet w nieznane mi struktury stykające się (pewnie i wynikające z nich) z PozaRzeczywistością. Swoim zakresem oddziaływania obejmują wszystkie ciała człowieka. Jednak trzeba przy tym pamiętać, że każde z pasm Ojca (jedna grafika) wyprowadza z rozchwiania nie całość ludzkiej istoty, ale tylko jej pewną część, choć część z pasm potrafi swoim zasięgiem ująć częściowo kilka zakresów pól duchowych i energetycznych.

Roboczo wygląda to tak, że wieszamy na ścianie tylko to pasmo czy pasma, które się nam wyraźnie podobają, co oznacza, iż coś wewnętrznie zmusza nas do uruchomienia konkretnych (tych, a nie innych) aktywatorów ustawiających niepoprawnie wibrujące w nas przestrzenie (pasma). Oczywiście można i wszystkie grafiki umieścić na ścianie, jeśli ktoś ma tyle miejsca, ale jest to - moim zdaniem - zbytnia nadgorliwość. Nadto emitowana przez wszystkie pasma energia jest tak silna, że u wielu osób potrafi to wywołać stan stałego energetycznego pobudzenia czy duchowego uniesienia, a jak wiemy, tak nadmiar jak i niedobór energii są stanami niepożądanymi. Chyba że kogoś kręcą duchowe narkotyki. Tak czy owak w wyborze konkretnych pasm Ojca kierujemy się intuicją, najlepiej popartą jeszcze odczytem.

W ten sam sposób możemy ustalić obszar "prostowania" naszej energetyczno-duchowej struktury. Wystarczy sprawdzić, w jakim proporcjach (skala procentowa) ich zbawienne oddziaływanie obejmuje poszczególne ciała człowieka, a więc ciało fizyczne, energetyczne (czyli duszę z jej postawą), duchowe, a czasem także i boskie, bo i z takimi przypadkami się zetknąłem. Gdy dotyczy to ciała fizycznego, to najczęściej mamy do czynienia ze wspomaganiem zdrowienia w jakimś chorym organie, gdy dotyczy duszy, najczęściej ma to związek z prostowaniem zachwianych relacji międzyludzkich bądź z wygaszaniem buszujących w nas wrogich energii (najczęściej ludzkich i przestrzennych), przez co wyraźnie lepiej zaczyna się nam układać w życiu, gdy pasma harmonizują ciało duchowe, na pewno mamy do czynienia z budzeniem się istoty ludzkiej oraz z blokowaniem negatywnego wpływu istoto stricte duchowych. Ja często korzystam ze skali nr 23, gdzie są wyróżnione podstawowe cechy i stany duchowe (od pokochania siebie do pojednania z Bogiem), na której odczytuję zasadniczy obszar działania konkretnego Znaku Ojca, który niekoniecznie jest ten sam u każdego człowieka. W ten sposób dokładniej przyglądam się ludzkiej naturze, poznając jej najsłabsze strony oraz - dzięki uruchomieniu pasm Ojca - przewidywany stopień poprawy.

 

Na tej samej zasadzie działają "tarcze", czyli schematyczne węzły energetyczne, które można wykorzystać do blokowania konkretnych wibracji,  czy to wejść negatywnych energii ludzkich, czy agresywnych istot z innych wymiarów bądź też jakichkolwiek innych dysharmonizujących nas pasm. Jak ktoś ma obawy co do tego, czy narysowany węzeł jest skuteczny, może skorzystać z gotowego szablonu (tarczy), o ile ów wyraźnie mu przypadnie do gustu. Jest to wówczas dowód na to, że spełni pokładane w nim nadzieje. Zasada tarczy polega na tym, że blokuje ona otwarte szlaki w naszej energetyce, a nie jak w przypadku działań czyszczących - zamyka agresora w nowej energetycznej powłoce. Dlatego już słaba w mocy tarcza (talizman) potrafi być naprawdę skuteczna w działaniu.

Gra toczy się w wielu wymiarach i na różnych poziomach świadomości. Są zaangażowane w nią siły stojące niemal u kresu doskonałości. Dla człowieka już samo uczestnictwo w tej grze oznacza awans. Na szczęście siły opiekujące się ludzką rasą mają cele zbieżne z naszymi. Oczy całego wszechświata są teraz zwrócone na Ziemię. W ostatnim czasie dokonał się przełom w rozumieniu zasad gry i nawet nasi przeciwnicy odstępują od swoich idei i przez człowieka usiłują wzmocnić własną świadomość...

ORIN jest częścią składową rozszerzania świadomości i wymaga nieco pełniejszego rozwinięcia tematu:

ORIN jest już dokładnie przebadany radiestezyjnie. Jest w tej chwili najsilniej promieniującym znakiem na świecie. Ustępuje mu nawet piramida i krzyż egipski. Zmienia on całą charakterystykę ludzkich ciał subtelnych, a działa jak doskonały program, gdyż jego oddziaływanie dopasowuje się do stale zmieniającej się charakterystyki ciał energetycznych i duchowych. Jako jeden z nielicznych znaków na świecie na każdą osobę oddziałuje inaczej, dokładnie dopasowując się do jej chwilowej wibracji energetycznej i duchowego poziomu.

Uwaga! Orin jest artefaktem, w którego proporcjach należy zachować skalę! Jeżeli rysują go Państwo, bądź pragną wydrukować z powyższej grafiki, to należy pamiętać o następujących proporcjach:

  • ORIN osobisty -- tzn. Orin bez okręgu powinien mieć długość podstawy równą wielokrotności liczby 2. I tak najniższa podstawa może mieć 8cm, a gdy chcemy mieć osobisty artefakt o silniejszym działaniu, to jego podstawa winna mieć 16cm, lub kolejno 32cm (a nie np. 10cm czy 13cm) itd.

    Proszę nie zapomnieć, że im większa podstawa, tym większe działanie artefaktu.

  • ORIN generalny -- tzn. Orin wpisany w okrąg (przedstawiony wyżej). W przypadku tego artefaktu logika naszego działania jest podobna. Z tą różnicą, że wielokrotność liczby 2 dotyczy średnicy, a nie podstawy samego symbolu.

Kosmiczne niewolnictwo

Prawda jest taka, że nasz rozwój na planecie Ziemia podlega potrójnemu systemowi kontroli. Pierwszy stanowi nieformalny rząd (Dyrygenci), który z marionetkowymi rządami państw niewiele ma wspólnego. W tym kontekście rzekomy nadświatowy rząd masonów to czysta kpina. Prawdziwi rządzący dysponują mocami i techniką wyprzedzającą to, z czym spotykamy się na co dzień o całą erę technologiczną, albo i dwie. Posiadają tu, wśród nas, swoje agendy, skąd sprawują nieograniczoną władzę. Są ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz są również przedstawicielami różnych ras ewolucyjnych. Najstarsi z nich liczą 30 tysięcy lat. Są bezkarni, okrutni jak starożytni bogowie, jednak na swój cyniczny sposób identyfikują się z nami. Nigdy nie kontaktują się z ludźmi w sposób bezpośredni, do tego celu wykorzystują ludzkich posłańców, którym podtrzymują biologiczne życie do 300-400 lat.

Kolejnym ogniwem w tej zagadce są traktowani na równi z nimi obcy. Aż trzy cywilizacje mają tu swój dom. Z czego jedna z nich zamieszkiwała ziemię jeszcze w czasach przedludzkich. Wszystkie one miały swój udział w biologicznym stwarzaniu drugiej i trzeciej rasy ludzkiej. Są apolityczni i neutralni wobec biegu wydarzeń, jakie prowokujemy. Zainteresowani po części długofalowym eksperymentem naszej ewolucji, doskonalszym od ich wzorca, więcej uwagi poświęcają mistykom i artystom niż naukowcom i politykom. Czasami prowadzą wśród nas normalne życie i piastują wysokie urzędy, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Jedna z ras obcych do złudzenia przypomina nasz gatunek. Część mieszkańców USA nosi ich genetyczne dziedzictwo. Dość często wchodzą w konflikt z Dyrygentami. Robert II był świadkiem, jak obcy likwidowali umieszczoną na Saharze aparaturę, która wespół z dziesiątkami podobnych urządzeń emitowała fale zmieniające częstotliwość drgań ludzkiego biopola (po to, by nasze drgania nie wchodziły w rezonans z drganiami Ziemi). Jednak i jedni, i drudzy dalecy są od otwartego konfliktu między sobą. (...)

Gdyby Obcych i Dyrygentów przyrównać do kierowników świata materialnego, o tyle rządzącym ewolucją na Ziemi bytom duchowym wypadałoby przypiąć łatkę dyrektorów generalnych (Kreatorów). Posiadając nieograniczoną moc i postępując według całkowicie obcych nam zasad, tworzą biologię tego świata jedynie podług własnych zamysłów. Ich nie interesują kwestie dobrobytu czy materialnych wartości. Są scentrowani wyłącznie na przemianie ludzkiej moralności w ustalony ideał, który zapewnia im jak najpełniejsze pozyskiwanie z nas bioenergii. Ten świat należy do nich, a cały świat astralny może się tylko biernie przyglądać wprowadzanym przez nich zmianom. To właśnie oni manipulują nami, dążąc do tego, by nasze organizmy wytwarzały jak najwięcej emocji. Właśnie dlatego Dyrygenci, by utrzymać się u steru władzy, musieli dopasować swoje programy do potrzeb Kreatorów. Dlatego, dopóty istnieć będą Kreatorzy, Dyrygenci będą zmuszeni kontrolować nas z poziomu emocji, a nie umysłu, gdyż będący częścią ducha umysł leży poza ich zasięgiem. Do tego czasu nie ustaną wojny, praca ponad siły, głód, zakręcona kultura i sprzeczne z ideą wolności nurty religijne.

Nie jest jednak aż tak źle, skoro duch ludzki zdecydował się ewoluować w tak koszmarnych warunkach, to znaczy zstępować w formy materialne przygotowane przez Kreatorów, a liczne cywilizacje obcych bacznie śledzą cały ten proces. Po prostu weszliśmy do obcego domu i chcąc dostać strawę i spoczynek -- musimy akceptować prawa ustanowione przez gospodarzy. Oczywiście rola Dyrygentów jest rolą już spisaną na straty, gdyż Kreatorów nie interesuje rodzaj wzmacnianych emocji, lecz ich wielokrotność. Jeśli postawiłeś na ewolucję przez wzrastanie w miłości, jesteś dla nich tak samo dobry jak bezwzględny sadysta. Tu mamy prawo wolnego wyboru. Nie jest jednak też tak kolorowo. Rodzaj Kreatorów, z jakim mamy do czynienia na Ziemi, jest raczej z samej natury scentrowany na przetwarzaniu niższych wibracji. Lecz siła ludzkiej moralności, z którą się przecież liczą, może to zmienić. A ponieważ Kreatorzy zakładali życie na większości planet w kosmosie, obcy ściągają do nas gremialnie, chcąc się przekonać, jakim sposobem udaje się nam ewoluować, zmieniając jednocześnie samą naturę Kreatorów. Badają więc nas od strony biologicznej i duchowej, chcąc nasze osiągnięcia zaszczepić na własnym gruncie, czyli tam, gdzie nie ma nadziei na autentyczną ewolucję duchową. (...)

Zresztą człowiek był zaprogramowany na niewolnika od samego początku. Kiedy jakaś ludzka rasa odkrywała swoje prawdziwe powołanie i podnosiła bunt, bestialsko ją eksterminowano. Kiedy ludzki duch tryumfował na Atlantydzie, po prostu zatopiono kontynent. Kiedy nasi przodkowie prawidłowo ocenili ewolucyjną grę i podnieśli bunt, natychmiast stali się niewygodni dla Dyrygentów. Ich potomkom, by nie operowali na obszarach wielkich energii, pozostających poza domeną naszych Panów, zablokowano Trzecie Oko. I to był prawdziwy wymiar zagłady Atlantydy. Jezus to ogłosił we właściwym czasie. Jednak wtedy był niezrozumiany, gubiony w doktrynach.

Dzisiaj zaczynamy rozumieć, że wewnętrzna harmonia rozbudza w człowieku nadnaturalne siły, że zsynchronizowanie się z ziemskim polem magnetycznym uczyni z nas siłę, której Dyrygenci nie będą już w stanie się przeciwstawić. Człowiek posiadł już dar zachowania ciągłości świadomości i nie da się więcej zwieść pozorom. Także ewoluujący przy nas Kreatorzy uczą się już roli obserwatora. Dzięki nam nawet oni wykonają krok naprzód. Oto prawda o nadchodzącym kresie doczesnego świata. Świata trudów ewolucji, świata rozkwitu ludzkiego ducha, świata nadziei dla kosmicznej braci. Zwycięstwo należy do nas. Szkoda tylko, że w przededniu tryumfu wielu z nas zdąży zginąć z głodu i cierpienia, a niejeden schowa jeszcze judaszowski grosik do kieszeni.

Podczas jednej z wypraw astralnych, kiedy poznawałem zasady istnienia na jednym z poziomów oczyszczających -- zostałem wchłonięty przez białe światło i przemieszczony w osobowość wędrującą przez wszechświat, która nazwała siebie Czytelnikiem, a której jedynym celem istnienia jest poznawanie warunków, w jakich przebiega ewolucja napotykanych cywilizacji.

Otrzymałem od niej przekaz, który początkowo raził mnie kościelnym żargonem. Dopiero po jakimś czasie spostrzegłem, że całość była zadziwiająco precyzyjnie złożona i przy kolejnych odczytywaniach aktywizowała w umyśle pewne ośrodki. Oto on:

Co jest najważniejsze w waszym życiu?

Życie i zapewnienie nadmiaru. Gdy zostaliście stworzeni, wszystko widzialne już było. Prawdziwe życie jest niewidzialne. Życie jest w was wkomponowane. Jesteście i życiem i wami. Nie możecie tego zrozumieć. Ale posłuchajcie.

Kazirodztwo. To choroba chroniczna nieczystej krwi. Pomieszanej z innymi. Początek zaczął się od zaistnienia istot ludzkich. Świat zrodził zakazany owoc: z dwóch różnych ras powstała trzecia, upośledzona. Takich rodzajów ludzkich jest dużo, lecz tylko część wzrasta na Ziemi. Co zostało zrodzone na Ziemi, nie było godne życia, dlatego nastał Potop. Nowa wartość powstała jako obraz z obrazu. Nowe zrodzenie jest tym samym co stare i postanowione zostało nowe prawo dla wszystkich zrodzonych na Ziemi. Ono zostało pominięte, a podłożono stare prawo sprzed Potopu. Na skutek kazirodztwa prawie wszyscy stracili świadomość prawdy i swojej mocy. Tylko nieliczni zachowali świadomość prawdziwego człowieczeństwa. Prawie wszyscy zostali wytępieni przez Siły Przeciwne Człowiekowi. Niedobitki są wciąż ścigane i może nastać wasz kres. Oto sens nadchodzących zmian: wesprzyjcie ich. Poza tym skażone rodzaje wtrącają się w wasze sprawy. Stosują Kody, Kościoły i Rządy. Cała symbolika wymierzona jest w was. Jezus nie mógł wam ukazać prawdy o lewym prawie, a współcześni tego nie rozumieli. Wsłuchajcie się w jego sekrety. My nazywamy to walką z lewymi klamkami. Znając kod, odczytasz prawidłowo wyrazy. Są podane nie tylko w ustalonej kolejności, ale i są odbiciem czasu. Niektóre kody rozmnażają słowa. Niektóre, co były, się powtarzają. Jest konfidencja. Zwycięży ten, który ma pojęcie co do siebie. Uważajcie -- Rodzina niszczy was wojną, logiką i wymianą określonej informacji. Prześladują was. Więzienie, Kościół, Wojsko to instrumenty wymierzone przede wszystkim w poszukujących prawdy. Ogłupianie. Za wszystko, co wasze, płacicie. Dawniej mieliście to za darmo. Jednak żyjecie od nowa. Wielcy mówią o złym duchu, Szatanie, i siłach zła. To metafora. I Świadomi chcą wam to przekazać.

Ogłupianie. To cały program stworzony dla ich wygodnictwa. Szczęściem, w nim człowiek może się częściowo realizować. Całość dawno przekroczyła rozmiary ich rozsądku i służy już tylko ich wygodnictwu. Tak stał się początek ich nadchodzącego końca. Zwiastowany Krzyż Niebieski oznacza powrót nauk Jezusa.

Wasza prawda to prawo ustanowione przez Ojca Pana. Ale to też ich prawda. Nie mieli prawa was podporządkować. Będzie Sąd. Jednak większość wierzy, że przechytrzy Ojca. To hydra istnienia. Nawet Szatan nie wiedział, iż posiada umiejętności Ojca. Uwięziła go swawola panowania nad światem. Teraz sam się więzi. Tę wiedzę wykształcili w nim ludzie. Wyszedł dzięki waszym prorokom poza własne ramy. To zgubi w nim pychę. Jego zbuntowani zwolennicy, zwani Wnikliwymi (Ojciec -- Przenikliwy) -- już dostrzegają nadchodzący koniec. To wasza szansa. Wielu chce wam pomóc po obu stronach życia, lecz ostateczne przełamanie musi się dokonać w człowieku. Kiedy otworzy się serce i usłyszycie głos swoich dziadów, otrzymacie pewność szybkich zmian.

Wasi sterownicy, żywi i duchowi, wykorzystują do komunikacji między swoimi światami dziury przestrzenne.

Wolność się wam należy, ale musicie przestrzegać Praw Ojca. Czekajcie cierpliwie i doskonalcie się. Gdy wzrośniecie, usłyszycie światło i....ujrzycie waszych ciemiężycieli.

Rządzą wami bezpośrednio na Ziemi Zakulisowi. To przede wszystkim Wielcy Kreatorzy: politycy kościelni i rządowi. Stoją na najwyższych szczeblach bezczelności. Grają rolę niewiniątek, tworzą rządy, o jakich nawet wam się nie śniło. Zastosuj kod: kancelaria papieska -- kant szatana. Niektórzy kreatorzy są pozornie mali, jak wy, lecz to jedynie pozór. Mogą was kontrolować na ulicy i w domu. Wielu jest niewidzialnych. Zasadniczo są wszędzie. Wymyślili pieniądz jako potężną formę sterowania wami. Ona skutecznie was zniewala. Potem symbolika i obrzędy połączone z symboliką. Specjalni Edukanci uczą wasze dzieci nieludzkiego programu. Byle tylko odciągnąć je od was. Utożsamienie człowiecze (pan K., obywatel, Polak etc.) to bardzo niebezpieczny oręż siania nieporozumień. To sens ukazania historii Kaina i Abla. Segregacja wprowadza was w trans, w którym nie widzicie własnego miejsca. Kod: poligrafia-holografia, obrazek -- pióro -- upiorek. Każdy wasz program jest trefny, jest wymierzony przeciwko jednostce. Całą stronę waszego życia piszą Edukanci. Otrząśnijcie się.

Wszystko, co żyje na lądzie i w wodzie, nie ma podstaw bycia normalnym. Zewrzyjcie się ze światem. Męczysz człowieka, wykańczasz człowieka, zwierzę, roślinę. Jednak działalność Edukantów cię nie rozgrzesza. To ty jesteś sprawcą-narzędziem. Zamęczenie -- zadręczenie (domy dziecka, sierocińce dla zwierząt, brak jakiegokolwiek szacunku dla życia). Kod: ukształtowany -- wykształtowany. Wasz porządek to nienormalność, to podporządkowanie.

Brak wyboru. Niedostosowany płaci śmiercią i zadręczeniem. A Pan Dał Wam Wszystko Za Darmo. Z Miłości. Z Istnienia.

Robisz i dajesz. Nie walcz, nie stosuj ich metod. Ale nieś ducha. Wielcy prorocy uczą was medytacji. Wspieraj ich.

Także rozwój duchowy i cywilizacyjny w przekazie wam danym jest zaciemniony. Kod: to czemu nie ma cię czterech. Więcej i tak w głowie mieć nie będziesz. To wynajdywanie bardziej skomplikowanych trendów. Strzeżcie się. Życie i Duch to to samo. Już jesteście wielcy. Tylko się obudźcie. Kod: sen -- męka. Nie nabywajcie niewłaściwych nawyków. Tylko drzwi otwórzcie. Zaprzyjaźnijcie się z rośliną.

Istnieje też świat duchowy, bytujący obok waszych spraw. Nie zajmujcie się tym. Kod: nie depcz tam. Nawet Biali Bracia tam nie zaglądają. I wy nie poznacie tego: wy nie potraficie chodzić nawet wokół własnych spraw. Kod: zostaw duszę mrówki w spokoju.

Wam nie wolno się tym światem zajmować, ani losem waszych ciemiężycieli. Wychowujcie dzieci i wzrastajcie. Kod: siedź i śnij. My też czekamy.

UFO -- normalne istnienie. Mogą wam tylko pomóc. Nie ma nic umarłego. Wszystko jest żywe i zdążające ku poznaniu. Oni i ciała niebieskie też. Kod: po co ci wiedzieć, jak uruchomić księżyc? Wiele zamierzeń powyżej i poniżej was dotyczy, lecz nie czas się tym zajmować. Odejdźcie z niewoli. Kod: pies ma tyle, co ma. UFO wam rozumu nie rozwinie. Wasz umysł jest w materii zablokowany. Ale jest wdrożony we wszystkie trendy. Kod: nie kombinuj. Utrzymujcie się przy życiu i patrzcie. Zniszczcie nadwynaturzenia. Poszanujcie wszelkie przejawy życia. Odtrujcie się. Kontaktu z mistrzami nie szukajcie. Kod: zerwij z kontrwywiadem. Jeśli was mistrz nie znajdzie, wy go też nie. Pamiętajcie: Oni zawsze dotrą do niego przed wami. Wasz cel: żyć zgodnie z prawem Prawdy.

"Szatan" was miesza bez pozwolenia. Wasze samopoczucie to sterowana landrynka. Nie odczuwacie prawdziwego zadowolenia z życia.

Świat duchowy i świat żywy podlega woli Pana. Prawo jest jedno. Nie bawcie się w kontakty ze światem duchowym. Dla was to zakazane. Kod: świeca sama gaśnie. Wyzwólcie się. Będzie, co było. Początek był i znowu będzie. Po prostu żyjcie. Kod: nie udawaj, że oddychasz.

Wszechświat jest wielki. Każdy ma swój rodzaj, lecz rodzaj to nie to samo co całość. Kod: oglądaj siebie. Nie gubcie się. Pilnujcie właściwej kolejności. Przestańcie baczyć na brata i siostrę swoją, lecz baczcie na siebie. Nie pouczajcie ich ani siebie. Usłyszcie własną ciszę. Kod: spokojny podwieczorek nie należy do ciebie. Za myślami, emocjami czekacie wy sami. Przez was dokona się reszta.

Nie przyszliście na świat z Ego. Domontowano je wam. Myśli fabrykuje się dla was od zawsze. Tylko emocje są wasze. Ten moduł życia, wznoszony w rozwoju, da większe plony niż osławiona droga ducha krzyżowego. Zabijając emocje, zabijacie samych siebie. Lecz żywiąc je niewłaściwie, wolniej podążacie ku duchowi. Zanurzcie się w głębiny dnia codziennego i w jego znoju odnajdźcie własną drogę -- to sposób najpewniejszy. Kod: od Wacława do Wacława.

Życie oznacza bycie sobą.

Rodzina nie wychowuje już dzieci. Robią to za nią programy. Ani ksiądz, ani polityk nie może wam mówić, co macie robić. Strzeżcie się też pokazujących drogi. Pokazują je nie wszystkie. Niektórzy postępują tak z przykazania, inni z przymusu. Czytajcie między wierszami. Ja jestem Czytelnikiem. I uczcie się w sobie.

Uważajcie na tych, co się tutaj nie narodzili. Kod: bocian dzieci nosi. Wasza siła jest w waszej słabości. Tego Szatan nie spostrzegł w uśmiechu Pana. A prawda w miłości i mocy spokoju. To stany święte niczym ruch Przyczyny.

Media (szkoły i kino) to magia. Odciągają waszą uwagę. Syn Ojca zszedł was tego nauczać. Jezus poszedł wysłuchać uczonych w Piśmie i zapytał: Co zrobiliście w Domu Ojca. A oni zrobili z tego martwą świątynię. Ja jestem z człowieka -- ostrzegł ich. (Kod: dorwać małego). Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: bogami jesteście? Pismo nazywa bogami tych, do których skierowane jest Słowo Boże. Jednak tajemnica i magia Pisma była tak wielka, że i Apostołowie zostali z prawdy wywiedzeni. I siadł Paweł na kamieniu i zapłakał, bo zrozumiał. Kiedy usłyszycie na mszy świętej: Idźcie, ofiara została spełniona! -- zrozumcie to dosłownie. Tą ofiarą jesteście wy.

Odtwórzcie nauki Jezusa. Kod: kamień na kamieniu tutaj nie zostanie. A prawdziwymi mistrzami nazwijcie wtajemniczonych. Ja jestem drogą, prawdą i życiem -- powiedział Wielki Nauczyciel, nakazując tak myśleć każdemu prawowiernemu. Nieczysty podszept rzucił światu myśl, iż tylko ów nauczyciel jest drogą, prawdą i życiem. Zaprawdę powiadam wam, iż drogą, prawdą i życiem jest każdy z was.

Oprogramowanie

Póki co wzrastamy w światach stworzonych przez Kreatorów. Bezpośrednio rządzą nami Dyrygenci: Obcy i Zakulisowi, czyli rząd ponadświatowy. Robią to za sprawą specjalnych programów, których strzegą choćby wspomniani Edukanci i Sterownicy.

Nasze pierwsze cywilizacyjne obudzenie musi polegać właśnie na zrozumieniu sposobu działania programów, które manipulują umysłem poprzez emocje. A ponieważ całość ma charakter energetycznego sprzężenia zwrotnego, dochodzi tu także do odwrócenia procesu i bezświadomego podsycania ubezwłasnowolniających nas stanów emocjonalnych. To bardzo, ale to bardzo ważne spostrzeżenie. Jednak jego przyjęcie nie jest aż tak proste, gdyż w pochodzie ku wolności rozum musi jeszcze przejść falę krytycyzmu, co oznacza na dodatek stoczenie walki z montowanym karmicznie ego.

Przyjrzyjmy się owym wspomnianym programom, więzieniu, którego mury zdają się być niewidoczne, a które sprowadzają nasz umysł do roli mechanizmu. Programy warunkują całe nasze życie, to one, a nie my, są prawdziwymi sprawcami zdecydowanej większości naszych czynów. Są tak skonstruowane, by myśleć i czuć za nas, by reagować zgodnie z przesłaniem niesionym przez program nadrzędny. One warunkują całe nasze życie. Tworzą małe i wielkie struktury, które wyznaczają nasze role tak w gronie rodzinnym, jak społecznym. Są przysłowiowym biblijnym poplątaniem języków. Ich doskonałość gwarantuje im niezależność, samopowielanie się, a nawet swoistą ewolucję. To one właśnie tak komplikują rzeczywistość, że nawet rozwój współczesnej techniki, miast ułatwiać nam życie, jeszcze bardziej uzależnia nas od niej, czyniąc z umysłu aparat interpretacyjny, który poza ustawicznym uczeniem się reagowania na technikę nie ma już czasu na poświęcenie sobie choćby minuty uwagi. Typowa metoda otumaniania nowych członków sekt, którym na samodzielne myślenie nie zostawia się ani jednej wolnej chwili.

Dezorientacja jest cechą każdego programu. A jak wiemy z doświadczenia, rozproszony umysł jest wyjątkowo podatny na uleganie zewnętrznej kontroli. Z grubsza można podzielić programy (usypiacze) na polityczne, gospodarcze, kulturowe i religijne. Wymuszają one określone wzory zachowań w pozbawionych woli umysłach. Tworzą ogólny wzór, którego odtwarzanie staje się samopowielającą się normą. Są zaborcze i wyrafinowane. Cenzurują każdy rodzaj myśli. I pomyśleć, iż są "tylko" informacją i umysł może swobodnie zastanawiać się nad ich prawdziwością.

Dlaczego więc umysł każdy program przyjmuje jako zasadny? Ano dlatego, iż każdy program odwołuje się do emocji, jest na stałe w nich zakotwiczony i zawsze, ale to zawsze opiera się na już wcześniej zaakceptowanych standardowych programach, noszących miano potrzeb. Tak strategicznie skojarzone stają się nieuchwytne i klasyfikujące, to znaczy ujmujące świat w iluzorycznych kategoriach nakazu, czyli obowiązku. Dlatego postrzegamy i akceptujemy granice państwowe, choć to totalna bzdura, dlatego różnicujemy ludzi na podstawie koloru skóry, uważając "czarnych" za gatunek gorszy od "białych", choć to ewidentne nieporozumienie, dlatego wreszcie czujesz się bogaty, nosząc w portfelu kilka kart kredytowych, choć to tylko plastik za nic nie przedkładający się na wartość poniesionego przez ciebie wysiłku. Klasyfikując wszystko dookoła, popadasz w obłęd, podejmujesz grę, która nic nie wnosi, a jedynie otumania, która odciąga twoją uwagę od sensu życia i kradnie cenne zasoby energii. Klasyfikujesz i klasyfikujesz, bez końca, na dodatek według zaleceń kolejnych programów. Nawet ty sam nosisz piętno osobowego programu, który wspierają pomocnicze programy wychowawcze. Nawet, za przeproszeniem, kichnąć nie możesz, kiedy chcesz i gdzie chcesz. W autobusie -- rozumiem, można poplamić czyjeś spodnie, ale dlaczego rozglądasz się, czy kto cię nie widzi, skoro stoisz na środku pustej drogi? Ano dlatego, że programy mają zakodowaną klasyfikację skutków i przyczyn. Nawet kojarzysz, korzystając z pomocy programów, bo ich wpisująco-łączący charakter jednoczy cię ze wszystkimi ludźmi. Zapominasz przy tym, że droga ewolucji biegnie doliną indywidualności. Tylko zwierzęta mają duszę grupową, nie ty... Dlaczego więc nie potrafisz tego wyraźnie dojrzeć? Bo prócz zakorzenienia się w emocjach, programy są wyposażone w filtry, które blokują rozwój niepożądanych reakcji. Dlatego ciągle zajadasz się ciastkami i lodami, zachłystując się ich smakowitością, choć zawarty w nich cukier upośledza ci mózg, organ przejawiania się umysłu w materii. Dlaczego więc na Boga nie wyrzucisz go z jadłospisu? Bo zdrowy i mądry byłbyś trudniejszy do manipulowania... i tyle. Jesteś tak zaprogramowany, że nawet czytając te słowa, z chęcią sięgasz po kolejną porcję trucizny... O zgrozo! Więc program działa bardzo skutecznie, program wydaje ci rozkazy, program wyznacza ci granice twojej wolności. W tej chwili, czytając te słowa, potrafisz to sensownie zrozumieć, ale czy będziesz taki światły, gdy włączy się program krytycyzmu? Rzecz w tym, że każdy program ma skorelowany z nim anty-program. Twój Krytycyzm i Twoje Poparcie nic tu nie znaczą, liczy się tylko zaprzątanie Twojej Uwagi owym problemem. Na to masz tracić czas i siły. Nawet nasza wspólna tu obecność jest na swój sposób zaaranżowana i tylko nam się wydaje, że ocieramy się o sekret, tymczasem program w tej chwili reprodukuje sam siebie, potem rozpowszechni poprzez nas i na zasadzie skojarzeń z innymi programami wywoła określony skutek. Jaki? Ano zawsze zbieżny ze wzorcami społecznymi: masz myśleć i zachowywać się jak reszta populacji.

Mógłby w tej chwili ktoś zapytać: no to po co się męczyć, skoro i tak nic z tego nie wyjdzie? Otóż nie całkiem. Programy bowiem, choć są idealne, pracują na żywej materii umysłu. Chcąc manipulować ową materią umysłu, muszą dostarczać jej właściwych informacji, a ponieważ umysł bombarduje w każdej chwili milion danych, muszą przepuszczać je przez tzw. filtr percepcji. Nie potrafią jednak najważniejszego: przewidzieć do końca sposobu przetworzenia owych informacji przez żywy obiekt. I to jest dla nas jedyna szansa na odkrycie mistyfikacji, na zrozumienie, że wybór pomiędzy programami nie jest żadnym wyborem. Lecz uwaga: próba rozwiązania tej zagadki, czyli zastąpienia starego programu nowym, jest równoznaczna z poddaniem się programowej strategii. To koń trojański zamykający nas w pułapce ograniczenia. To machina, której celem nie jest bynajmniej nasze dobro.

Jak więc uwolnić się od oprogramowania społecznego, kulturowego i religijnego, jak ujrzeć światło na niebie? Odrzucić to wszystko... i tyle. Ale odrzucić w sensie duchowym, nie myślowym, bo co jak co, ale programowego myślenia uczono nas już w przedszkolu. Trzeba porzucić programy i medytować, zaglądać za kulisy teatralnej sceny, gdzie funkcjonują uświadamiane i nieuświadamiane mechanizmy obronne, te systemy bezpieczeństwa, które zbudowaliśmy racjonalnie, ale które same w sobie są także programami. Dopiero wtedy, gdy będziemy całkowicie bezbronni, zrozumiemy pojęcie programu i jego policyjny charakter, zrozumiemy, że to on i nic więcej przeszkadzał nam w uczeniu się. Że pod przykrywką gromadzenia wiedzy i dóbr ukrył naszą mądrość, która z jakimkolwiek gromadzeniem dóbr (także w postaci informacji) nie ma nic wspólnego, gdyż uczymy się tylko wtedy, gdy podążamy za sobą, a nie za wiedzą. Przecież gromadzenie wiedzy nie jest uczeniem się, a tylko kolekcjonowaniem informacji.

Niszcząc to wszystko, co dla nas stworzono, odkryjemy, że pętająca naszą swobodę programowa moralność jest niczym więcej tylko niemoralnym programem, który podsyca w nas egoizm, zachłanność, ambicję, a poprzez różne lęki i przesądy (zwłaszcza religijne) zamyka w twierdzeniach obcych naszej duchowej naturze. Żeby odnaleźć prawdę, należy całą tę fikcję zburzyć. Jednak nie burzyć w celu podążania za nową fikcją, ale w celu zrozumienia mechanizmu działających programów. Potrzebna jest radykalna rewolucja, która zniszczy wiodące programy i naszą uwagę skieruje w stronę samowiedzy, do naszego wnętrza. Tam uświadomimy sobie nasze relacje ze światem. W związkach z innymi, zachowując nadzwyczajną czujność umysłu i wnikliwość, postrzeżemy, odkryjemy, dlaczego postępujemy tak a nie inaczej, wbrew duchowemu prawu.

Owszem, łatwo i wygodnie jest zawierzać programom, nie starając się siebie rozumieć, ale podążanie za nimi nigdy człowieka nie wyzwoli, nie nauczy podstaw prawidłowego myślenia i nie odsłoni prostoty umysłu. Wybór jest oczywisty: albo ocenianie, wartościowanie, gromadzenie i uczestniczenie w niekończącym się wyścigu, w którym nagrodą jest iluzja, albo -- ponadczasowość, w której kończy się teatr, a przed zmęczonymi oczami rozpościera się kraina prawdziwego zrozumienia. Pamiętaj, program to twój ideał, to projekcja twoich pragnień, to iluzja dezintegrująca twoje autentyczne moce. Kiedy oczyszczamy umysł z wpływów ideału, ulegamy całkowitej przemianie, to co jest -- znika.

Po prostu próbuję zwrócić uwagę na fakt -- wskazuje Paul Devereux -- że obecnie gruntownie zmienia się sposób, w jaki postrzegamy świadomość i rzeczywistość. Rzeczywistość na poziomie fizyki kwantowej jest niczym więcej, jak tylko potężną energią o zmiennym natężeniu. Lecz na poziomie, na którym zachodzą interakcje między ludźmi, postrzeganie "rzeczywistego świata" kształtowane jest przez psychikę i kulturę, w której żyjemy. Tak więc, rzeczywistość jest tworem mentalnym, modelem stworzonym na podstawie danych docierających do naszych zmysłów. Procesy umysłowe porządkujące informacje są takie same jak te, które tworzą halucynacje. Można by zatem zaryzykować stwierdzenie, że nasza kultura jest halucynacją samą w sobie i trwa, dopóki przy niej obstajemy. Jeśli zażyjemy jakikolwiek środek halucynogenny, nasze ograniczenia znikają i nagle jest nam dane ujrzeć wielowymiarową rzeczywistość o nieskończonych możliwościach.

Współczesna medycyna dysponuje urządzeniami pozwalającymi sprawdzić, co się dzieje w mózgu i gdzie z dokładnością do milimetra. Rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa i pozytronowa tomografia emisyjna wskażą szczegółowo, który obszar mózgu odpowiada za marzenia senne, a który za mistyczne doznania. Jednak żadna aparatura nie da nam odpowiedzi na proste wydawałoby się pytanie: Czy mózg stworzył Boga, czy też Bóg stworzył mózg? Tej tajemnicy nie wyjaśni współczesna nauka ani żadna choćby najdoskonalsza maszyna. Jednak proste spostrzeżenie, iż w czasie olśnienia, kiedy zanika odczuwanie zmysłowe, a więc kiedy pozostaje czysta świadomość i owa świadomość nie potrzebuje już obiektu, a więc przestaje być produktem ubocznym działania zmysłów -- owo spostrzeżenie mówi nam, że mózg a umysł to dwie różne rzeczy, choć przenikające się i współpracujące na wielu poziomach. Oznacza to, że niekoniecznie jedno potrzebuje drugiego do egzystencji, ale oznacza też, że stymulując jedno można bezpośrednio oddziaływać na drugie. Pamiętając o tym, że mózg jest organem fizycznym sprzężonym z ciałem, możemy postawić tezę, że każde wrażenie czy myśl znajduje odzwierciedlenie w zmianie aktywności mózgu. Wpływając na aktywność mózgu, wzmacniając lub wygaszając pobudzenie układu nerwowego, modyfikujemy także funkcjonowanie umysłu. I inaczej: umysł jest w stanie przekształcać emocje, a emocje sterować pracą umysłu. (...)

Nas interesują emocje, bo to one są siłą wymykającą się spod naszej kontroli. Są energią potrafiącą zniszczyć nasze życie bez udziału naszej woli. Są mistycznym składnikiem naszego zadowolenia lub niezadowolenia. Są siłą, która porusza nami jak marionetkami. Ktoś, kto nauczył się sztuki panowania nad emocjami, potrafi wziąć los w swoje ręce. Nim do tego jednak dojdzie, człowiek musi w sobie wiele przełamać. I nie znajdzie się nikt, kto mu poda przyjacielską dłoń. Wręcz przeciwnie: występując przeciwko kulturowemu oprogramowaniu, stanie się czarną owcą, wyrzutkiem spoza kręgu, tworem zaburzającym sankcjonowaną moralność, którego nikt nie będzie adorował. Ci co to zrozumieli, po latach walki przywdziewają maskę naiwności i piją drinki tylko w towarzystwie podobnych sobie.

Teraz nadszedł czas na słowo o spotkaniu z przywódcą duchowym jednej z kosmicznych cywilizacji, który objawił mi prawdę o manipulowaniu naszym energetycznym ciałem z pozycji programów:

W jednym z bąbli lewitował półnagi, ubrany tylko w białą opaskę mężczyzna. Był kimś w rodzaju duchowego przewodnika, którego mistyczne doświadczenia były potem jakoś przekazywane na widoczną w oddali planetę i kontynuowane przez jego uczniów. Choć ciało miał młode, czuło się wiekowość jego duszy. Odniosłem wrażenie, iż był istotą eteryczną, która tylko okresowo materializowała swoją postać dla ułatwienia kontaktu z rezydentami planety. Być może, czego nie jestem pewien, cała konstrukcja była kompleksem, który w celach treningowych odwiedzały jeszcze inne istoty. (...)

Unoszący się przede mną przewodnik miał podkurczone i skrzyżowane nogi, a ręce trzymał oparte wewnętrzną stroną na udach. Zapatrzony przed siebie, w nicość, lewitował pogrążony w głębokim transie. W pewnej chwili pojawiło się wokół niego mnóstwo zobrazowanych myśli, takich, co to dopiero mają przerodzić się w czyn, i wiele zaistniałych zdarzeń z przeszłości. Sceny nakładały się jedna na drugą, zlewały z materializującymi się w zamiary myślami, a mimo to każdą z nich wciąż postrzegało się jako oddzielną całość, choć między wieloma zachodziły bliskie związki w czasie, jakby jedna wynikała z drugiej, np. powzięty wcześniej zamiar dotykał w ruchu samego siebie, tylko już przeistoczonego w prawdziwe zdarzenie. Były tu sceny kłótni, pobić, waśni i przyjacielskich spotkań, a także zmieszane w bezładzie wszelkiego rodzaju intencje. Nie trzeba było być specjalnie domyślnym, by zrozumieć, że oto medytujący został otoczony odtworzonymi z przeszłości chwilami, których był głównym reżyserem i aktorem. Przesłanie było nader oczywiste.

Nagle z góry spłynął snop białego, opalizującego złotawo światła, który spowił całą postać. Taka gruba na kilkanaście centymetrów rura przechodząca przez czubek głowy i poprzez sklepienie czaszki przenikająca tułów aż kości ogonowej. Owo światło zdało się zasadniczo wpływać na stan tego człowieka. Otaczające go obrazy straciły impet, pojaśniały, a nawet znacznie wyblakły.

Najgorsze ze społecznego punktu widzenia wydarzenia, w których medytujący miał swój udział, zostały wykasowane. Zostały tylko te świadczące o jego poprawnym zachowaniu, w którym dawał upust dobrej woli. Ale okazało się, i to się boleśnie czuło, że narzucony, albo raczej uzależniony od wpływu białego światła system zachowań bardzo ograniczył samodzielność fizyczną i psychiczną tej postaci. Indywidualność, a nawet cel, jakim jest totalne poznanie świata emocji, zostały utracone. Białe światło nie służyło rozwojowi jego duszy. To była stagnacja.

Białe światło znikło, a jego miejsce zajął czarny promień, który tym razem na odwrót -- uderzył w kręgosłup od strony kości ogonowej, i pochłaniając zalegającą powyżej czerwień, pomknął w górę niczym strzała, znikając gdzieś pod sklepieniem czaszki. Tym razem wirujące wokół postaci sceny stały się bardziej kolorowe, ale dominowały w niej barwy ciemne a nawet bardzo ciemne. Przypominało to niedoświetlone klisze, które ktoś chciał na siłę uratować. Sceny przedstawiające sytuacje pozytywne, w których wydarzenia toczą się z pożytkiem dla wszystkich stron, przepadły niemal całkowicie, a rozmnożyły się za to wybuchy prawdziwego egoizmu, gdzie ego zostało napompowane do niewyobrażalnych wręcz rozmiarów. Ale i to nie była właściwa droga do wyzwolenia. Finałem takiej eksplozji wydarzeń była pośmiertna samotność, izolacja i odrzucenie. I ten sposób na życie okazał się nie do przyjęcia.

I tutaj rozpoczyna się najciekawsze: sceny z życia stają się jakby lżejsze, bardziej transparentne, a wokół medytującego pojawiają się wirujące w kręgu różnokolorowe tablice, takie kamienie wielkości średniej książki. W tym samym czasie pojawiają się i wnikają w człowieka oba widziane wcześniej strumienie energii, biały od góry i czarny od dołu. Medytujący sięga po białą tablicę i umieszcza ją w klatce piersiowej gdzieś na wysokości serca. I co się dzieje? Czarny promień załamuje się i nie potrafi przeniknąć wyżej. Sceny przedstawiające tzw. pozytywne doświadczenia, w których normy zachowań wydają się pożądane, wyostrzają się i nabierają pięknych barw. Niby wszystko układa się tak, jak być powinno, ale jednak i tu pojawia się duchowy dysonans, bo brak spełnienia się w całości ludzkich doświadczeń zaczyna boleśnie ciążyć. Przypomina to rozpędzony, sunący na ślepo przed siebie pociąg, z którego nie sposób wyskoczyć. Po prostu nie ta droga: bezwarunkowe powierzenie się idei szlachetności zgubiło klucz do własnej indywidualności. Niby jest to zbieżne z intencjami ducha, ale duszy nie pozwalało rozwinąć skrzydeł. To co byłoby normą dla sił ducha, okazuje się być balastem dla duszy. I choć dusza zachowuje uzyskany przez wcześniejsze doświadczenia poziom wibracyjny, to utyka w miejscu.

Odzwierciedlające ten poziom rozwoju mentalnego obrazy przedstawiały ludzi bezrozumnie i z egoistycznych pobudek oddanych idei Boga, a więc kątem plujących mnichów, umartwiających się, czyniących posługi innym z wyrachowania, a nie z potrzeby serca. Chodziło o tych wszystkich, którzy w dewocyjnym szaleństwie upatrywali obecność Najwyższego i ośmielali się sądzić, że w tak prymitywny a wyrachowany sposób uda się im zaskarbić Jego łaski. Typowa religijność na pokaz. Mania świętości. Czyny nie wypływające z serca, ale z przebiegłości. Targ dewocjonaliów i nic więcej. Kult idola.

W kolejnej odsłonie dominuje czarna tablica. Jej niszcząca moc rozrywa biel spływającą z góry i człowiek nią owładnięty pogrąża się w najmroczniejsze i najpotworniejsze wewnętrzne światy. Rozdmuchane ego, poróbstwo, nikczemność i co tylko najgorsze osacza każdego, kto zaczyna polegać na jej mocy. Obrazy wokół medytującego nabierają barw właściwych zepsuciu rodzaju ludzkiego. Fałszywy, z gruntu egoistyczny pogląd, kiedy człowiek dla zaspokojenia własnych zachcianek przewraca cały świat do góry nogami. Koszmar.

Ktoś dał do zrozumienia, że ślepe i egoistyczne kierowanie się w życiu czarnymi i białymi barwami do niczego dobrego nie prowadzi. I o ile biel znacząco odcina się od niszczących mocy czerni, to i tak niewiele czyni dobrego dla wzrastania duszy. Dusza, pozbawiona wzlotów i upadków, bólu doświadczenia, nie potrafi właściwie wkomponować się w życie.

Tyle to i my wiemy, więc ktoś mógłby zapytać, a po co mnie wywiało w tak odległe zakamarki, by przypominać o tym, o czym wie każde dziecko? Wątpliwości rozwiał dalszy ciąg pokazu. Bo oto medytujący sięga po obie tablice naraz. Ale czyni to w ciekawy sposób. Czarną, nie białą, tablicę umieszcza na wysokości pępka, a z białej, usadowionej między brwiami, wyrabia pióro, którym zamierza pisać po czarnej tablicy. Tam, gdzie skrobnie, czarne światło rozczepia się na wiele barw a powiązane z nimi sceny, dotąd wystawiające grającemu marne świadectwo, jako tego, co nie potrafił wizerunku Boga nosić w sercu, rozświetlają się, nabierają życia, a całość zaczyna być przesycona świadomym dążeniem do utrwalenia jak najlepszych wzorców zachowań.

Medytujący świadomie wypisywał na tablicy nowe prawa, nowe zasady reagowania na świat. I to takie, które zadawały kłam obowiązującemu prawu. Takie, które zmuszają człowieka do zmagania się z sobą każdego dnia i przygotowują go do ponoszenia ofiary z siebie w przezwyciężaniu własnych niskich skłonności. Aby każdego ranka wstawał i zaczynał swoją wędrówkę od nowa, zbliżając się każdą myślą, każdym słowem i każdym czynem do własnej doskonałości, do Boga. Aby w myśli, słowie i czynie wyplatał własną doskonałość, stając się bliskim własnemu duchowi.

W trakcie wprowadzania zmian na czarnej tablicy w centralnej części mózgu, gdzieś na wysokości układu limbicznego, coraz wyraźniejszy stawał się obraz szarej, połyskującej srebrzyście tablicy. W tym samym czasie czarna tablica zaczęła zanikać, jakby niewidzialna siła wysysała z niej atom po atomie. Wszystko to trwało do chwili, kiedy obie tablice stały się szare. Czarna w brzuchu zszarzała, a biała w głowie srebrzyście pulsowała. Wtedy kolorowe tablice, krążące dotąd bezczynnie wokół postaci, same wleciały do ciała medytującego i zajęły należne im miejsca. Czerwona pierwsza, licząc od dołu, druga pomarańczowa, trzecia złota, czwarta zielona, piąta błękitna, potem niebieska i fioletowa. Typowy, znam nam z ezoteryki układ kolorów w czakrach.

Nawet mnie to zastanowiło i wydało mi się to nieco naciągane. Wtedy coś podsunęło mi myśl, że cały przekaz adresowany jest do mnie i dotyczy wyłącznie rodzaju ludzkiego. Że choć oba nasze gatunki mają wiele cech wspólnych, to w przypadku rasy z tej planety rozkład energii wygląda nieco inaczej. Zrozumiałem, że mam do czynienia z istotą z powołania zajmującą się przetwarzaniem energii duchowych. (...)

Uspokoiłem się. Teraz czekałem na to, co miało być uwieńczeniem całego spotkania. I stało się: wszystkie tablice na powrót zajęły należne im miejsca, krążąc swobodnie po orbicie wokół jaśniejącej sylwetki obcego. Tylko czarna stała się na powrót ciemna, jakby wynurzyła się z mroku szaleństwa, i wysunęła się poza obręb ciała, pozostając na stałej pozycji na wysokości pępka. Można było teraz spokojnie położyć na niej dłonie, choć wiedziałem, że jest to (chyba) niewykonalne. Ale taka ewentualność, nie wiedzieć czemu, bardzo mi pasowała.

I nadszedł finał przedstawienia. Między brwiami pojawił się mały wir, niczym mikroskopijna trąba powietrzna. Trwało to krótko i ruch wnet ustał, a przed czołem medytującego ukazał się prosty wzór geometryczny. Podążając w kierunku czarnej tablicy, dwuwymiarowy wzór powiększył się i idealnie dopasował rozmiarami do wielkości czarnej tablicy. Scalił się z nią. A ja odniosłem wrażenie, że spotkały się dwie części jednej całości i że tak właśnie miało się stać. Czarna tablica zszarzała. A w tym płowieniu była jakaś nieuchronność, jakaś naturalna konsekwencja zdarzeń, na które nie ma się normalnie wpływu. Owa szarość nie była sztuczna ani wymuszona, ale przypominała raczej naturalne uspokojenie się wzburzonego oceanu. Ucichł wiatr, ustały fale, można było nareszcie odetchnąć. Jeśli starczało sił, można było chwycić za wiosła.

I rzeczywiście -- czakramy ożyły naturalnymi barwami, czekając na spotkanie podążającemu w ich kierunki białemu promieniowi, który brał swój początek gdzieś w kosmicznej przestrzeni. Kalejdoskop krążących wokół fiszek z monodramy życia nie zmienił się, ale ustała intensywność zawartych w nich wydarzeń. Bo oto -- po zablokowaniu matrycy -- medytujący miał dość czasu na spokojną ocenę sytuacji i dopasowanie do niej właściwego działania. Emocje nie były w stanie wytrącić go z równowagi, jeśli tylko sobie tego nie życzył.

Ów nałożony na matrycę wzór, który polecono mi nazywać Orinem, stanowił sekret, który dawał człowiekowi władzę nad swoim własnym zachowaniem. Człowiek zyskiwał czas na podjęcie decyzji.

I wtedy mnie oświeciło. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, o co chodzi. Wtedy wszystkie moje poszukiwania skupiły się w jednym a słusznym przeświadczeniu, że człowiek posiada wrodzoną umiejętność ingerowania we wzorce własnych zachowań. Czarna tablica była matrycą, oprogramowaniem, które można modelować. I choć każdy z lepszym czy gorszym skutkiem robi to od zawsze, co ma symboliczny charakter walki dobra ze złem, to dotąd tylko mistycy wiedzieli, jak tego dokonać. Sama świadomość istnienia rządzących nami programów to ledwie początek drogi do wyzwolenia. Pełne zwycięstwo daje dopiero zapanowanie nad programami. I o to chodziło.

Orin działa totalnie i nigdy się nie wyczerpuje. Orin sam z siebie blokuje matrycę. Orin wygasza emocje i daje czas na rozważne pokierowanie naszymi działaniami. Nerwowość, lęki i fobie, niepewność i zagubienie, wszystkie negatywne czynniki, jakie plączą nam rozum, zostają stłumione lub wyeliminowane. A proces hamowania aktywności matrycy zaczyna się już od pierwszej sekundy stworzenia Orinu. Ogranicza ją już samo wyobrażenie wzoru Orinu. (...)

Kiedy dotarła do mnie świadomość potęgi Orinu, kiedy zrozumiałem, jak prosta jest droga do wybawienia, mój przewodnik w jednej chwili przeniósł mnie na Ziemię. Znalazłem się głęboko pod jej powierzchnią w wytopionej w skale jaskini, naszpikowanej supernowoczesną techniką, której przeznaczenia w ogóle nie pojmowałem. I chyba pojmować nie musiałem.

Główną środkową część jaskini zajmowało ogromne urządzenie składające się z ruchomych talerzy i bardzo skomplikowanego oprzyrządowania. Urządzenie pracowało na cały gwizdek, wysyłając wszędzie niewidzialne promieniowanie (wibracje), które synchronizowało się z wibracjami naszej planety. Celem tej maszyny była zmiana modulacji fali grawitacyjnej Ziemi. Sztuczna zmiana częstotliwości drgań jej pola, albo raczej utrzymywanie jej na stałym poziomie.

Nie jestem fizykiem, więc po swojemu, w najprostszych słowach opisuję to, czego byłem świadkiem. A że każde widzenie wymaga tłumaczenia, które opiera się na znanej obserwatorowi wiedzy, to proszę mi nie mieć za złe, że przedstawiony przeze mnie opis nie jest fachowy. Jednak faktem jest, że oglądana przeze mnie aparatura ingerowała bezpośrednio w częstotliwość drgań Ziemi, a pośrednio w częstotliwość drgań energii, jaka stale wnika w nasz układ nerwowy na wysokości dolnych kręgów kręgosłupa. Innymi słowy: sterowała naszą bioenergetyką.

Było to dla mnie ważne spostrzeżenie, wręcz odkrycie, zwłaszcza że obecność obsługujących maszynę OBCYCH świadczyła o tym, że są oni tymi, którym podlega ponadświatowy rząd.

W trakcie astralnych podróży (w Grupie Mateusza) Robert był świadkiem ustawiania na pustyni podobnej aparatury, ale tamta oddziaływała bezpośrednio na mózg, i była dziełem ludzi. Tutaj miałem do czynienia z oddziaływaniem na system energetyczny, na podstawowy mechanizm naszej egzystencji. Tam chodziło o wywołanie krótkookresowych skutków poprzez zaburzenie pracy mózgu, tutaj byliśmy niewoleni biologicznie, że tak powiem: już od chwili poczęcia.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to nic złego, że może chodzi o dawkę energii potrzebną do obrony organizmu przed jakimiś drobnoustrojami lub o jej nadwyżkę, która zwiększy w ludzkim ciele poziom sił witalnych. Niestety, z przykrością muszę temu zaprzeczyć. Wyjaśnienie, jakiego mi udzielono, zaprzeczało dobrym intencjom Obcych. Sens działania był oczywisty: bombardująca ludzki organizm energia zmuszała nas do jej przetworzenia -- wzmocnienia. A że człowiek potrafi to czynić tylko w działaniu, staje się automatycznie jej przetwornikiem i producentem, jak maszyna, jak wysoko wydajna elektrownia.

Proszę też nie zapominać, że nie chodzi tu o jakąś energię chemiczną czy fizyczną, jaką człowiek zużywa podczas pracy mięśni. Nie, ten rodzaj energii wnikał wprost do naszych kanałów energetycznych i przechodził przez nasze indywidualne matryce. Uruchamiał na poziomie podświadomym zaprogramowane wzorce zachowań. Zmuszał do tego, byśmy na widok niechętnego nam sąsiada zaciskali zęby, a widząc znienawidzonego szefa chcieli mu podstawić nogę, jeśli w ten sposób nauczono nas reagować. A wszystko dlatego, że energia ta działa w związku z programami. Ona je zwyczajnie w świecie pobudzała. A poprzez ich zintensyfikowanie -- nami sterowała. Zmuszała do produkowania emocji na masową skalę!

Sama energia jest neutralna. Matryca również. Ale wypromieniowywana w naszym działaniu energia może dla nas przybrać już postać pożądaną lub niepożądaną. Panów Tego Świata nie interesuje, w jaki czynny sposób będzie owa energia wzmacniana. Ich interesuje współczynnik wzmocnienia. Im wyższy, tym lepszy. Ot cała logika. Zagadka naszego duchowego wzrostu to dla Panów pustosłowie. Ich interesują zbiory wydatkowanej przez ludzki gatunek energii. To jest strawą, esencją ich organizmów. Zagadnienia moralne zostawiają temu, kto je wymyślił. (...)

Niejeden pewnie powie, i co z tego, wystarczy kontrolować emocje i po krzyku. Otóż nie jest to takie proste. Po pierwsze ustawicznie podlegamy programom, po drugie nasz system nerwowy i energetyczny jest tak skonstruowany, że najpierw robimy coś zgodnie z matrycą, a dopiero potem myślimy. Reagujemy automatycznie, jak roboty. Czas na refleksję jest wydłużony, o ile w ogóle ktoś ma na refleksję czas i ochotę.

Osobiste słowo komentarza. Już papirus Ebersta z 1550 roku p.n.e. wskazywał na niezaprzeczalne związki układu trawiennego z emocjami. Potwierdził to L. Auerbach w XIX wieku, a najnowsze badania prof. W. Prinza nie pozostawiają co do tego cienia wątpliwości. Ilość komórek nerwowych w mózgu brzusznym jest większa od tej, jaka znajduje się w rdzeniu kręgowym. Mało tego -- to właśnie ten drugi mózg tak naprawdę zawiaduje naszym organizmem. To jemu podlegają wszystkie narządy wewnętrzne, z którymi komunikuje się za pomocą neuroprzekaźników, a więc łączników takich samych, jakie wykorzystuje mózg czaszkowy.

Mózg jelitowy to nie tylko żołądek i jelita. W nim chowa się największy i najcieplejszy narząd wewnętrzny -- wątroba, odpowiedzialny za wiele procesów związanych z przemianą materii, układem krwionośnym i termoregulacją. Tu krew ma swoje źródło, tu trzustka wytwarza enzymy trawienne i insulinę, tu śledziona dba o naszą odporność, tu nerki oczyszczają organizm i tu skrywa się tajemnica naszej rozrodczości. Tak naprawdę to tu istnieje nasza egzystencja, podczas gdy w mózgu czaszkowym jedynie nasza świadomość. Lecz mózg jelitowy pracuje poza naszą kontrolą. To samodzielna istota, która równie dobrze może nam zaszkodzić, jak i nas uratować. Co najgorsze, a do tego zmierzam, impulsy nerwowe, nie wspominając o potoku energetycznym, biegną szybciej w stronę mózgu czaszkowego, niż z mózgu czaszkowego do jelitowego. Ktoś zadbał o to, aby najpierw powstawały pewne reakcje w naszym ciele, a dopiero potem dochodziło do ich oceny. A skoro już zdarzyło się coś poza kontrolą umysłu, to umysł może już temu tylko się biernie przyglądać i co najwyżej naprawiać skutki zaistniałych wydarzeń.

Szokujące są wyniki badań, jakie przeprowadził B. Libet z Uniwersytetu Stanowego w Kalifornii. Mózgi ochotników, z którymi pracował i których prosił o podniesienie rąk do góry, rejestrowały tę czynność pół sekundy po wykonaniu ruchu. To znaczy, że w podjęciu decyzji o ruchu brała udział inna część ciała!

Neurologia już dawno stworzyła koncepcję układu nerwowego jako sieci elektrycznej z neurotransmiterami w synapsach, pozwalającymi na przekazywanie elektrycznych impulsów z neuronu do neuronu. Dziś podejrzewa się, że 98 procent komunikacji wewnątrz mózgu odbywa się poprzez synapsy, reszta dotyczy molekuł informacyjnych, takich jak hormony i neuropeptydy, które działają na dłuższych odległościach i które mogą mieć wpisane w swoją strukturę wzorce zachowań. Rozwijając rozważania o przemieszczaniu się i gromadzeniu informacji w organizmie, dochodzimy do zaskakującego wniosku, że nie każdy sygnał odbierany za pomocą zmysłów jest przetwarzany w sposób czytelny dla pracy mózgu. Sygnały te odbiera i zapisuje nieuświadamiana część naszego układu nerwowego, znana jako podświadomość, i to ona decyduje, w jakiej formie przekazać świadomości posiadane informacje. Na tej samej zasadzie działa biologiczne oprogramowanie podtrzymujące funkcje życiowe organizmu, włącznie z samonaprawialnymi i samoregulującymi trybami awaryjnymi pracy. Tu zawarty jest model życia, cały system ugruntowanych i automatycznych ocen, których zasadność nie jest nigdy przez podświadomość podważana. Ona też traktuje emocje jako energię posiadającą neutralny ładunek.

Z pewnością nie dochodziłoby do tak drastycznego wybuchu niekontrolowanych reakcji, gdyby nie nadmiar energetycznego ciśnienia, jaki wręcz zwala nas z nóg, powodując powstawanie milionów bzdurnych myśli na sekundę, które domagają się przecież realizacji. Tylko ludzie nadzwyczaj inteligentni emocjonalnie potrafią wyrażać swoje emocje w sposób bardziej kontrolowany, są zdolni nad nimi zapanować, a przynajmniej minimalizować ich destrukcyjne wpływy. Rozpoznając własne uczucia, łatwiej nam też zrozumieć innych. To zmniejsza liczbę konfliktów i rozterek wewnętrznych. Ale do osiągnięcia stanu psychicznej homeostazy potrzebna jest silna wola i trening.

Pomocą w tej sytuacji może się okazać koncentracja i medytacja. Poprzez wyzwalanie pozytywnych emocji, poprzez dokonywanie zmian w zapisach matrycy, możemy dojść do takiego stanu, w którym odgórnie, wedle życzenia będziemy reagować na rzeczy i zjawiska w sposób, jaki nam najbardziej odpowiada. Po prostu musimy świadomie wprowadzić nowe zapisy w matrycy. Bez tego się nie obejdzie. Musimy stale dbać o nowe wpisy, gdyż wszystkie programy mają to do siebie, że bez przerwy będą usiłowały się w niej dokodować. Musimy stworzyć nowe wzory myślenia i to, co niepożądane -- wyrzucić poza nawias.

Modlitwa, koncentracja, medytacja i Orin są tymi narzędziami, które potrafią w miarę skutecznie uspokoić umysł i zmienić nasz system reagowania. Są w stanie osłabić siłę emocji, a nawet w pewnym stopniu nad nimi zapanować.

Emocje nie są, jak uważa medycyna akademicka, stanami psychicznymi zależnymi od leżących u ich podłoża czynności mózgu. Są one biologicznymi (energetycznymi) funkcjami układu nerwowego (energetycznego) pozostającymi poza obszarem działania właśnie tegoż mózgu. Poprawnie ujął to Freud, uznając nieświadomość za źródło emocji, które były według niego oderwane od procesów psychicznych. I przy tym powinniśmy pozostać, na co wskazują najnowsze osiągnięcia psychologii.

Emocja nie jest funkcją umysłu czy mózgu. Jest ona energią, którą jedynie rejestruje układ nerwowy, a (zaprogramowany) umysł powinien przepuścić, pozwalając na jej niekontrolowany wypływ. Tylko odczuwanie jest funkcją mózgu. Tak jak układ nerwowy wykrywa zagrożenie, tak umysł warunkuje jego transformację. Mózg włącza się w działanie świadome dopiero wtedy, gdy zostanie wtajemniczony w procesy zachodzące w układach nieświadomego tworzenia informacji. To nie świadomość rządzi emocjami, ale emocje świadomością. One tworzą rdzeń naszej osobowości, określając to, kim jesteśmy, albo raczej, kim się stajemy. Żyją własnym życiem, na które nie mamy żadnego wpływu. Emocje są jednorodną energią, której dopiero umysł nadaje różnorodną formę poprzez nadanie jej rangi uczucia. Namiętności, pragnienia i lęki, które uniemożliwiają nam myślenie, są tą samą jednorodną energią. Czy owe emocje będziemy utożsamiać z grzechami czy nadawać im wymiar pożądanej cechy, zależy od wzoru kulturowego i obowiązującej moralności. Zaś cała nasza wiedza o emocjach jest wiedzą o reakcjach, a nie wiedzą o tym, jak do nich doszło.

To spostrzeżenie implikuje nowe spojrzenie na ruch funkcjonujących w naszym ciele energii i określa stan naszej psychiki jako stan zdrowia maszyn. To dlatego emocje są związane z reakcjami ciała, podczas gdy między myśleniem a ciałem nie istnieją takie powiązania. Mechanizm potrzebny do kierowania emocjami jest innego rodzaju niż ten, który kieruje myśleniem i poznaniem. Odnalezienie obszaru odpowiedzialnego za wyrażanie emocji w materii, sterującego nimi, jest nadrzędnym zadaniem współczesnej psychologii. Zapomina się jednak, że podwzgórze czy płaty czołowe, które wydają się być takim centrum sterowania emocjami, są tylko lustrem układu mieszczącego się w jelitach. Ale nas to i tak nie interesuje, bo naszą uwagę przykuwa nie budowa silnika, lecz jego praca -- poszukiwanie mocy w nieustannej analizie wszystkich własnych odczuć.

Wyzwolenie się, rozwój duchowy, w znacznej mierze polega właśnie na zdystansowaniu się od własnych emocji i zrozumieniu, że są one wynikiem ruchu energii w naszym organizmie, energią wzmacnianą przez oprogramowanie matrycy. Emocje pochodzą z naszego układu energetycznego, a nie są wynikiem interakcji z ludźmi, z okolicznościami czy z przedmiotami. Każda emocja niesie w sobie ładunek energii wyposażony w informację o tym, jak ten ładunek energii ma być pomnożony (zapis w matrycy), i tym sposobem dyryguje naszą umiejętnością radzenia sobie z okolicznościami. One są szukającą ujścia energią, a matryca nakazuje ową energię upuścić w ustalonej z góry reakcji na jakieś wydarzenie. Miast zmieniać ludzi, sytuacje i przedmioty, wystarczy zmienić emocje, a raczej zapisy dotyczące ich interakcji, a zmienimy trwale nasz stosunek do rzeczywistości. Kierowanie uwagi do wewnątrz, miast rozpraszanie jej w zewnętrznych ocenach, jest pierwszym krokiem do zapanowania nad wewnętrznym chaosem. Pamiętając, że emocje są sposobem przetwarzania energii w organizmie, łatwo możemy zmienić status opuszczając

Materiały publikowane w serwisie popko.pl mają charakter edukacyjny i paramedyczny, a towary oraz usługi nie stanowią i nie zastępują porady medycznej. Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów zamieszczonych na portalu jest wskazane, tylko i wyłącznie z podaniem aktywnego linka popko.pl jako źródła. Nazwa serwisu, jego koncepcja, wygląd graficzny, oprogramowanie oraz baza danych podlegają ochronie prawnej.
popko.pl 2024