Miłość bezwarunkowa
Co zrobić, by bolesny stan cierpienia zniknął raz na zawsze, by trauma stała się wspomnieniem?
Jak kochać bezwarunkowo?
Jaki jest cel każdej duszy i zarazem sens istnienia?
W tym odcinku Zbigniew Jan Popko dokładnie wyjaśnia czym jest miłość bezwarunkowa i stan kochania. Podpowiada jak każdy może stawiać kolejne kroki, by wzrastać, znów podnosić wibracje, znów pokonywać kolejne progi.
Człowiek kochający lub będący w radości potrafi przekonfigurować swoje wewnętrzne energie tak, by podnieść ich wibracje i wejść na poziom Jaźni. A to nie lada wyczyn, o ile uda się ugruntować wyższe wibracje jako wartością trwałą.
Jan urodził się z darem jasnowidzenia, dzięki czemu od dziecka potrafi wykraczać poza widzialny świat fizyczny. Osiągając wyższe stany świadomości podczas głębokiej medytacji i wielu latach pracy z energiami, eksplorowaniu przestrzeni wysokowibracyjnych (astralnych) i duchowych, nie tylko rozszerzył wiedzę o tym jak wygląda rzeczywistość, ale wciąż odkrywa kolejne tajemnice tyczące się jej wielowymiarowości jak i samej istoty ludzkiej.
Miłość w praktyce. Cel duszy – dobrostan. Jak osiągnąć tak wysokie wibracje.
W materiale:
- Czym jest miłość bezwarunkowa?
- Czym jest koherencja?
- Energia jedyna i przeciwna, PWW i PTP
- Oprogramowanie umysłu. Moralność, rytualizacja i robotyzacja.
- Most Tęczowy. Podnoszenie wibracji i budzenie świadomości
- Od czego zacząć wewnętrzną przemianę?
Zobacz też: Medytacja miłości dzięki tej medytacji prowadzonej pozwolisz, by wysokie wibracje serca wyciszyły umysł, rozedrgane emocje i na powrót rozbudziły w tobie miłość do siebie, do ludzi i do całego życia... Daj się ponieść sile koherencji i w spójności umysłu oraz serca popłyń na falach jedności i harmonii...
Słowo od autora:
Miłość w praktyce. Cel duszy – dobrostan. Jak osiągnąć tak wysokie wibracje.
Już na początku przypomnę, że celem duszy nie jest doświadczanie miłości, tylko stanu dobrostanu. To najwyższy stan, jaki świadomość uznaje za ostateczny. Jest on oparty na osiągnięciu błogostanu w Prawie Wolnego Wyboru, a więc w sposób nikogo nie raniący. Zaś sama miłość, a raczej jej energetyczny odpowiednik, czyli stan kochania, jest czymś w rodzaju wewnętrznej ekspozycji, jest formułą według której może funkcjonować doskonała wersja fizycznego człowieka.
Nie bez przyczyn mówi się, że człowiek jest tym, czym są aktywne w nim stany. Że to one kształtują w nim rodzaj przeżywanych emocji, pole mentalne i potrzeby, a więc i sposób zachowania. Inaczej porusza się, działa i mówi człowiek niekochający, nienawidzący świata i ludzi, a inaczej ten, kto kocha lub nawet chwilowo doświadcza miłości. Takie dwie skrajności. Oczywiście zdarza się to rzadko. Najczęściej stykamy się z ludźmi będącymi mieszankami wszelkiej maści stanów o średnim natężeniu. Za moich czasach mówiło się o ludziach szarych, że nie są to jednostki ani dobre, ani złe, tyle że zaufać im nie ma jak. Poza tym takimi trzeba nauczyć się z takimi osobami żyć. Gdy się od nich odetniesz, to co ci wtedy pozostanie – samotność? Przecież, żeby życie miało jakikolwiek sens, to trzeba komuś powierzyć własne sekrety. Stąd wzięła się moda na społeczną poprawność czy świętość, na bohaterów i na moralne rodzynki. Wystarczyło spełnić pewne normy, by zostało się uznanym za autorytet i spotkało z przychylnością wszystkich. Wiadomo, z maską na twarzy, z taką programową przykrywką łatwiej urabiać naiwnych.
Ludzie powiadają, że miłość bezwarunkowa jest lekcją do przerobienia, że bez doświadczenia jej przeciwieństw nie przejawi się ona bez wysiłku. Tam, gdzie jest obecna miłość, tam poczucie jedności, ukojenia czy spokoju nabiera sensu, jest wyraźnie odczuwane. Podnosi się wiara i odwaga, a przeszkody niemal znikają. Tam zaś, gdzie jej brak, pojawia się zwątpienie, rezygnacja i oddzielenie. Ludzie wycofują się z życia i wpadają w depresję.
Ja najczęściej podaję w takiej chwili przykład zakochanych w sobie ludzi, którzy w otwarciu na siebie wymieniają się nie tylko zapisami zawartymi w energetycznym DNA, ale nawet brakującymi ogniwami w łańcuchach DNA ciała fizycznego. Tak wzmocnieni i powracający do zdrowia - wchodzą w stan wszech możliwości, pewności siebie, odwagi i nieustępliwości. Scaleni w jedności są gotowi w obronie swoich dążeń wystąpić przeciwko całemu światu. Istnieją w swoich marzeniach ponad czasem i przestrzenią. I choć życie mocno kiedyś te ich uniesienia zweryfikuje, to jeśli pozostaną otwarci także na świat i innych ludzi, to ciągle będą pobierać uzupełniać rozsypujące się DNA, czyli prawdziwe procedury funkcjonowania. Pobierać, czyli się uzupełniać, regenerować, odradzać, ustawicznie wzmacniać, a co za tym idzie, pozostawać na wysokim poziomie egzystencjalnej zaradności.
Kwestia tzw. miłości bezwarunkowej jest jednak czymś innym. Miłość to stan duchowy, mistyczny i duchowo pełny. Może jej chwilami doświadczyć matka kochająca swoje niewinne dziecko albo człowiek całkowicie, niemal szaleńczo zakochany, posiadający na dodatek wielkie otwarte serce. Na co dzień nie stykamy się z miłością, która jest ciszą i samoistnieniem, a doświadczamy energetycznego stanu kochania, który pozwala na zgodne rezonowanie umysłu z psychiką. To ważna informacja, bo człowiek kochający lub będący w radości potrafi przekonfigurować swoje wewnętrzne energie tak, by podnieść ich wibracje i wejść na poziom Jaźni. A to nie lada wyczyn, o ile uda się ugruntować wyższe wibracje jako wartością trwałą.
Choć to dopiero połowa drogi do obudzenia świadomości duchowej, to mamy tu już do czynienia z tzw. pierwszym oświeceniem. Ten stan uzdrawia ciało i duszę, uwalnia z żalu i cierpienia, smutku i poczucia samotności, scala wszystko, co jest bez żądania, bez oczekiwania, bez przywiązania czy bez tłumaczenia, co po prostu sam tworzy harmonię, czy jak to się mówi – pobrzmiewa w koherencji z wibracją serca.
Koherencja to spójność. Autor tego teoretycznego konstruktu Aaron Antonowski ujął koherencję w kategoriach zrozumiałości, zaradności i sensowności, czegoś w rodzaju formy poznawczej i motywacyjno-emocjonalnej. Nie ma się więc co dziwić, że termin kohenercja pojawił się w psychologii zdrowia jako podstawa pozwalająca zrozumieć funkcjonowanie człowieka tak w środowisku wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
Poczucie koherencji diagnozuje się na podstawie testu SoC, co przypomina kwestionariusz orientacji życiowej. Istnieje przy tym wersja dla dorosłych oraz dla młodzieży.
Mówiąc o koherencji serca, wypada zauważyć, że istnieją cztery ciała człowieka i cztery rodzaje serc, jak i ich cztery częstotliwości rezonowania z całością. Mamy ciało fizyczne, energetyczne, duchowe i boskie. Tzw. miłość bezwarunkowa jest dostępna tylko dla serca boskiego, co nie oznacza, iż w chwilach szczególnych nie może być ona uruchomiona.
Wchodzenie w stany wyższych wibracji integruje psychikę ze świadomością energetyczną, potem ze świadomością duchową, a w końcu i z boską. Do tego dochodzi proces jednoczenia z umysłem. Umysł odpowiada za inteligencje, a świadomość za mądrość. Sama psychika doświadcza życia jedynie w świecie energetycznym, czyli do 8 wymiaru. W tym czasie musi się złączyć ze świadomością, inaczej zasypia na zawsze. Umysł dotyka wymiaru 13, a świadomość tworzy i wypełnia całość istnienia. Nim jest.
Psychika, czyli to, co roboczo nazywamy człowiekiem, doświadcza życia za pomocą dwóch rodzajów energii, czyli jedynej, w której nas zrodzono, lub korzystając z energii przeciwnej, która przeczy wszelkim prawom uznającym dobro za wartość nadrzędną. Do tego dochodzi wyrażanie się w dwóch prawach: w PWW i w PTP. Pierwsze jest drogą do nieba, drugie wiedzie na zatracenie. Pierwsze akceptuje dzieło stworzenia i wprowadza zmiany tam, gdzie są wymagane, drugie łamie wolę człowieka i czyni z niego niewolnika. Jednak to stan akceptacji pozwala na wejście w energetyczne, a potem w duchowe doświadczenie. On jednoczy z przestrzenią. A im owo zjednoczenie jest większe, tym i pełniejsza współpraca.
Zaprzeczeniem kochania będzie wrogość energetyczna, a zaprzeczeniem miłości - nienawiść. By wytrwać w czystości, w poprawnym widzeniu świata, człowiek musi postawić na biały głód autorytetu i na odwagę. Bez tego ogarnie go zwątpienie i strach. Nastąpi oddzielenie od całości i wypełnienie się niskowibracyjnymi stanami energetycznymi, które powoli doprowadzą duszę do upadku. By przetrwać, by cokolwiek osiągnąć, człowiek musi wtedy zacząć wykorzystywać innych ludzi. By taką decyzję w sobie usprawiedliwić, programuje swój umysł a nowe widzenie świata. Dzięki temu po wzbudzeniu w sobie stanu niechęci, wrogości, a nawet nienawiść, może – pokonując blokady moralne – pogłębić w sobie wyobcowanie i egoizm i zacząć bezceremonialnie wykorzystywać drugiego człowieka. Nawet ukuje teorię, że dzieje się to z woli Najwyższego.
To co wcześniej tworzył z nadzieją na wspólny sukces, czyli we współodczuwaniu i współtworzeniu, teraz przekształca w konkurencję i w bezkompromisową walkę o byt. A wszystko podszyte strachem przed utratą czegokolwiek. By nad tym zapanować, człowiek zaczyna w nadmiarze gromadzić pieniądze, by się zabezpieczyć na wypadek nadejścia trudnych czasów, bo niby kto poda mu pomocą dłoń. Kolejny szmat czasu przeznacza na tworzenie kręgów władzy, aby siłą podobnych sobie ludzi móc wpływać na słabsze jednostki, na te, które żyją ideą braterstwa, ale są na tyle słabe, by nie móc przeciwstawić się sile ludzkiej wściekłości i nienawiści. Dlatego wielu ludzie zadaje sobie pytanie, ile z tego, co tworzą i osiągają, bierze się z miłości, a ile z nienawiści i wrogości?
Nasze zachowanie kształtuje tzw. oprogramowanie umysłu. Nazywamy to moralnością. To czym dziecko nasiąknie do 5 roku życia, staje się podstawą jego późniejszej interakcji na to, co oferuje świat. Jeśli wmówi mu się, że tylko w grupie jest siła, że trzeba innych zdominować, by tego samego z nim nie zrobiono, że z Bogiem rozmawiał jedynie Jezus, a inni tego nie potrafią i próbować nie powinni, bo to grzech, wówczas dziecko w swojej ufności i naiwności przyjmuje takie podejście do ludzi i świata jako właściwe, co pozbawia je ostatecznie wiary we własne siły i odcina od bezpośredniego kontaktu z najwyższą świadomością. Mały człowiek traci zdolność posługiwania się własną mocą i przestaje słyszeć wewnętrzny głos.
Co wtedy pozostaje dorastającemu dziecku, by nie uległo sile systemowego strachu? To proste: dopasowanie się do ogólnych wzorców społecznego zachowania. Nic to, że są to założenia sprzeczne z większością praw duchowych, że mówią o potrzebie utrzymania podziałów, konkurencji i granic i że postulują eksterminowanie tych, co owe granice próbują naruszyć, jednocześnie za bohaterów uznając tych, co w obronie systemowych granic szatkują ludzi niemiłosiernie. A przecież tu walczą o utrzymanie herezji całe rodziny pochodzące od tego samego przodka. W tym kontekście oddzielenie, czyli przydzielanie podmiotowej jednostki społecznej do określonych grup interesów, sprawia, że wrogość i chęć zysku nie pozwalają jej dostrzec, iż innym jest bezwzględnie odbierane prawo do tego, na co ona sama może sobie jeszcze dziś pozwolić. Dotyczy to nie tylko kwestii podziałów narodowych i religijnych, ale również najprostszych norm życia społecznego, np. tych postulujących zasady, kto i z kim może lub nie się wiązać lub robić interesy.
Z czasem rytualizacja przekształca postępującą na poziomie umysłu robotyzację w naturalny rytm dnia. Człowiek nie pamięta już, kiedy zaczął klęczeć przed drugim człowiekiem i waląc się w pierś recytować wykute w pamięci słowa: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. To tak, jakby zaakceptować pogląd, że Bóg stworzył go grzesznego. A skoro i Bóg niszczy swoje dzieci plagami, to tym bardziej taki sposób reakcji powinien być mottem postępowania dla wszystkich słabych, podszytych strachem i żyjących nienawiścią jednostek.
I to działa. Wystarczy w zamian za wsparcie grupy zrezygnować z indywidualności i z komfortu posiadania sumienia. Ale ciężar na duszy pozostanie. Nic go nie potrafi wymazać. Nawet myślenie o ekspiacji jest ponad ludzkie siły. Na szczęście system znakomicie rozwiązał problem grzechu i potrzeby jego przemiany w coś doskonałego. Zaoferował sponiewieranej jednostce „gratisowe” odpuszczenie grzechów, zwłaszcza tych popełnionych w obronie systemu, co pozwoliło jej na zachowanie syntetycznej godności obywatela i prawa do dalszego funkcjonowania w plastykowym społeczeństwie.
Jednak to tylko chwilowa iluzja. Destrukcja wciąż postępuje. Pojawia się wewnętrzny stan społecznej wściekłości, którą może zagłuszyć jedynie wzmożona rytualizacja. I nagle ujarzmiony człowiek nie tylko akceptuje indoktrynację jako właściwe narzędzie do wyciszania psychiki, ale i sam wciąga w pułapkę zniewolenia pozostałych członków własnej rodziny. Może „własnej” to za duże słowo, bo społeczna znieczulica zdążyła już taki charakter związków dawno przemianować.
Stan kochania, radości i wolności zaczyna być reglamentowany i staje się możliwy jedynie w PTP. Z tego powodu mimo wszystko pojawia się opór wobec życia. Narasta odczucie oddzielenia od idei wolności i braterstwa, od potrzeby szukania miłości i pojednania. Wolny dotąd świat przekształca się w Alkatraz. Tylko coś w środku piersi czasem szepce, że to nieoczywisty obraz, że trzeba zareagować, coś zmienić, a najlepiej wrócić do rozważań o odpowiedzialności za swoje czyny, i do gdybania o miłości jako ponadczasowej idei, w której wyraża się wolny duch.
Małe Ja podnosi oczy do góry i zaczyna widzieć niebo, a na jego tle Most Tęczowy, taką magiczną strukturę, która prowadzi w zaświaty. Lecz by z niego skorzystać, trzeba wpierw podnieść w sobie wibracje. Zaczyna się to od wejścia w stan kochania, potem wybaczenia, współodczuwania i współistnienia lub współtworzenia. Dopiero taka kumulacja energii gwarantuje wejście na Most Tęczowy. Więcej na start nie potrzeba. Ale ten, kto po nim ruszy do przodu, ten chce więcej i więcej. By stawiać kolejne kroki, znów musi wzrastać, znów podnosić wibracje, znów pokonywać kolejne progi.
A świat jest skorumpowany. Znikąd nie dostaniesz prawdziwych informacji mówiących o tym, jak taka praca nad budzeniem świadomości ma wyglądać. Nikogo twój sukces nie interesuje. Liczy się tylko wykorzystanie twojej naiwności. Owszem, co drugie słowo fałszywych mistyków odnosi się do szczęścia i nadziei, a co trzecie nawiązuje do historii wielkich mistrzów. Niestety, żadne z nich nie mówi o tobie ani o twoim prawdziwym zwycięstwie nad ograniczeniami. W tym przypadku nad ograniczonym dostępem do prawdy.
A jest ci ciężko, bo wypełnia cię żal i ciągniesz za sobą coraz więcej nieciekawych historii z przeszłości. Przestrzeń zamykają wyrzuty sumienia, a nadzieję gasi niemożliwość gruntowania energetycznych przemian. Ty dopinasz sobie skrzydła Feniksa, ale samo życie się przecież nie zmieniło. Otoczenie również. Wszystko, co cię przenika, nadal jest niską wibracją i ściąga cię w dół. Skąd wziąć tyle zapału, hartu i zawziętości, by wytrwać we wzniosłym postanowieniu podania ręki Najwyższej Świadomości?
Na domiar złego żal wciąż się w tobie kumuluje. Wszystko ciągle przeżywasz od nowa. Przeczysz postanowieniu poprawy. Ciało staje się spięte, energie nieprzyjazne, w głowie powstaje wir szaleństwa, który wszystkie myśli zapętla, a emocje podgrzewa. Zaczyna się zamartwianie i rodzi się podejrzenie, że jest jeszcze gorzej, niż wtedy, gdy ujrzało się niebo po raz pierwszy. Pojawia się wewnętrzny opór przed wszystkim, co wcześniej nakręcała nadzieja na zmartwychwstanie. Im więcej oporu wobec siebie, tym więcej złości i nienawiści wobec innych.
Zaczynasz pojmować, że przepuszczanie przez siebie i produkowanie przez siebie niskich wibracji jest gwoździem do trumny. Gdzieś w tym energetycznym kokonie zatraca się główny sens istnienia – bycie w dobrostanie. Ani już wiesz, jak wrócić do miłości, jak przeżywać radosne chwile, jak wytworzyć w sobie wyższe wibracje i je utrzymać. Nie potrafisz wcisnąć pauzy. Strach i jego pochodne przybierają na sile. Zaczynasz walczysz sam z sobą i ze wszystkimi. A uczucie zazdrości, rozżalenia, smutku, niechęci, odrazy zwątpienia w tym nie pomagają. Zaczynasz pojmować, że jest ciężko, że będzie trzeba najpierw stoczyć walkę z samym sobą, z przyzwyczajeniami. A to stanowi kolejne zagrożenie dla twojego emocjonalnego status quo. Aą pewnego dnia przypominasz sobie, że dostaje się to, o co się prosi, o co się wytrwale stara, a nie tylko wyciąga ręce. Nagle przychodzi refleksja, że skoro jest się wszystkim gdzieś tam w kosmosie, to może trzeba zacząć o to pobudkę prosić samego siebie? Jesteśmy najbliżej siebie. Bóg mieszka za miedzą. Zaczynami się zastanawiać nad tym, czy to prawda i czy aby ktoś nas kiedyś nie skrzywdził. Czyżby zmuszono nas do życia się dotąd w kłamstwie i ignorancji? Potem przychodzi ten moment, gdy na usta ciśnie się nam pytanie, jaką wiedzę i jaką mocą trzeba ją przywołać, żeby skupić na sobie uwagę całego wszechświata? Drugie pytanie jest prostsze: co zrobić, by bolesny stan cierpienia zniknął raz na zawsze, by trauma stała się wspomnieniem?
Wy już wiecie: trzeba zdjąć z siebie wszelkie kody ograniczeń, które za pomocą procedur ukrytych w DNA sterują naszym zachowaniem oraz postrzeganiem świata. Potem należy uruchomić nauki i samemu zapukać do bram Świątyni Mądrości. Każdy obudzony przechodził taką samą drogę. Chcesz kopać, trzeba wyposażyć się w łopatę. Innej drogi nie ma. Chyba że dla wygodnictwa godzisz się z tym, by nieucy wciąż byli twoimi mentorami i wyzyskiwaczami. W końcu, jak każdy, zapłacisz za ułudę wiedzy i chwilowy stan psychicznego komfortu zapłacisz najwyższą cenę: upadniesz na dno energetycznej degradacji. Jak ona wygląda, mówią o tym wszystkie religie świata.
Zacznij swoje budzenie się od skierowania wzroku na Horyzont Zdarzeń. Ujrzysz na nim podpowiedzi i prorocze sceny. Nie jesteś głupi, załapiesz przekaz. Wszystko zacznie się od prostych czynności. Najpierw spacery i afirmacja. Wyciszenie i spokój. Potem medytacje dla osiągnięcia stanu wewnętrznej homeostazy. Po wejściu w stan harmonii przyjdzie kolej na odczucie na ciszy i pustki. O tym wszystkim już u mnie czytałeś, ale nigdy tego do końca nie praktykowałeś. W kolejnym posunięciu, by utrzymać się w energetycznej formie, powinieneś pozbyć się źródeł niskiej wibracji lub je zmodyfikować.
Czas przestać wchodzić na tonące w niskiej wibracji strony internetowe, czas wyłączyć sterującą umysłem i emocjami telewizję, czas zrezygnować z niewłaściwych znajomości i poszukać nowych, czas zadbać o zdrowie i kondycję ciała fizycznego, czas dogadać się z domownikami i zwrócić uwagę na ich potrzeby. Czas na odrzucenie wszystkiego, co przeraża, niepokoi i zaśmieca umysł jakąkolwiek systemową propagandą. Czas na rozpuszczenie myślenia w wodach obserwacji, na danie sobie wytchnienia i czasu na medytację.
Aż pewnego wieczoru zaczniesz odczuwać to, co jest uwalniające i ci sprzyjające, co w nowym świetle ukaże ci ciebie samego, twoje emocje, myśli, potrzeby i aspekty duchowe. Powrócisz do miłości i wzorca jedności. Konflikty wewnętrzne odejdą w niepamięć i pojawi się przemożna chęć połączenia się z duszą, czyli ze świadomością energetyczną. W pokoleniowym genotypie zaczną się aktywizować wspomnienia o podobnych wydarzeniach. Za nimi przyjdzie wiedza o tym, co robić dalej, jak się wzmacniać i przepuszczać przez swoje ciało wszystkie wibracje, nie tylko te cię wspierające. Przetrwanie z pozycji walki i oporu musi zostać zastąpione stanem współistnienia i współtworzenia. Wtedy weźmiesz na swoje barki odpowiedzialność za wszystkie swoje myśli, słowa i czyny. W wielowymiarowym źródle odnajdziesz swój dom, swoją enklawę ciszy i zapomnienia, swoje kosmiczne łono, miejsce gdzie cię stworzono w czystości i niewinności, w najpiękniejszych barwach mocy i snu. Potem już bez problemu nadrobisz pozostałe lekcje. Samotność, wrogość i oddzielenie staną się dydaktycznym wspomnieniem, a ty siedząc po prawicy Ojca - rozpoczniesz podróż w drugą stronę. Zstąpisz z nieba na ziemię i przewrócisz dotychczasowe życie do góry nogami…
Podasz rękę ludzkiemu zdziwieniu i nadziei, połączysz całość ideą koherencji i zaśniesz jako ten, kto pojął i zrozumiał…
Zbigniew Jan Popko