Kim jest Zbigniew Jan Popko? Opinie osób, które skorzytały z uzdrawiania na odległość, uczestników warsztatów oraz tych, którzy korzystają z szerokiej bazy wiedzy w Akademii Wiedzy Duchowej jak i z przygotowanych medytacji znajdziesz w tym dziale.
Ty też możesz dodać swój wpis.
ABY ZAMIEŚCIĆ PODZIĘKOWANIE SKORZYSTAJ Z FORMULARZA ZNAJDUJĄCEGO SIĘ Z LEWEJ STRONY.
(W wersji na komputer, okienko pod bocznym menu o nazwie "Nawigacja").
Zapraszamy do podzielenia się uwagami na temat skuteczności działań pana Zbigniewa, czy też informacjami o pracy nad sobą, której wiele osób się podejmuje, osiągając zdumiewające rezultaty. Do wypowiedzi zapraszamy także warsztatowców, jak i osoby zainteresowane poruszaną tutaj tematyką, a więc aktywnie korzystające z zamieszczonych na stronie informacji. Mamy nadzieję, że Wasze wypowiedzi pomogą innym podjąć słuszną decyzję co do spotkania się z autorem, jak i też rozwieją wszelkie wątpliwości ograniczające możliwość skorzystania z jego usług. Dlatego wasze słowo będzie nie tylko aktywnie wspierać potrzebujących, ale i uczestniczyć w ich powrocie do normalnego życia.
Przypominamy przy tym, że Zbigniew Jan Popko nie jest lekiem na całe zło, ale szerzona przez niego wiedza, jak i skuteczność jego wszelkich działań są tak zaskakujące i nowatorskie, że powinny znaleźć swoje potwierdzenie także w tej zaproponowanej wszystkim formie kontaktu. Nie mamy czasu na przepisywanie listów, za które również dziękujemy, dlatego prosimy o elektroniczną formę kontaktu - poprzez formularz.
Panie Zbyszku! Chcielibyśmy z żoną bardzo serdecznie podziękować Panu za pomoc w uzdrowieniu naszego synka Antosia. Urodził się jako wcześniak i od początku był delikatny i chorowity, źle trawił, nerowowo sypiał, czuwaliśmy przy nim na zmianę nocami. Bardzo martwiliśmy się z żoną o to jak będzie rósł i się rowijał. Mamy dobrego pediatrę, ale baliśmy się o to czy diagnozy są tak do końca trafione i o to, aby nie podawać za dużo leków tak malutkiemu dziecku. Po Pana działaniu stan zdrowia synka znacznie się poprawił! Mały uspokoił się, lepiej sypia, a niektóre dolegliwości całkowicie ustąpiły! Nawet nasz lekarz był zaskoczony. Na pewno zadzwonimy jeszcze po doładowanie.
anonimowy, 2016-08-01
Wiele lat dokuczały mi silne bóle pleców i stawów. Nie potrafiłem się schylać, a poruszanie się miałem poważnie utrudnione. Moje życie stanęło w miejscu, gdy syn dostał się na studia. Moja renta i skromne zarobki żony nie starczyły na wyposażenie syna. Brakowało na wszystko. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę z mych ograniczonych możliwości. To przeze mnie, przez moją chorobę, nie byłem w stanie zapewnić synowi wsparcia. Zrozumiałem, że za daleko to wszystko zaszło. Ja mogłem się zamartwiać i chorować, ale mój syn nie mógł mieć przez to zmarnowanego życia. Widząc, że syn dorabia, że jest mu ciężko pogodzić naukę z pracą, postanowiłem to wszystko zmienić. I wtedy przypomniałem sobie o panu, a raczej o siostrze, która dwa lata wcześniej korzystała z konsultacji. Wtedy byłem do takich działań raczej negatywnie nastawiony, no powiedzmy mocno sceptycznie, czemu dałem wyraz w rozmowach z siostrą. Byłem przekonany, że pan mniej zrobił niż mówił, a wszystko w jej życiu zmieniło się tylko dlatego, że ona w te zmiany uwierzyła. Ale gdy wszedłem na pana stronę i sobie o tym wszystkim poczytałem, to dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, że nie do końca miałem rację. A im dłużej czytałem, tym bardziej się na siebie złościłem. W końcu po kilku dniach umówiłem się na konsultację. Dobrze pan odczytał, że żyłem zmartwieniami, czyli przeszłością. I całą resztę też. Od tego czasu minęło siedem miesięcy. Siedem miesięcy ciągłego myślenia o synu, o tym, by mu pomóc, by przeze mnie nie zmarnował sobie życia. Ta motywacja z pewnością wsparła pańskie działania. Już pracuję, jestem niemal zdrowy, choć wciąż nie do końca. I niby dobrze, bo dorabiam na czarno, a emeryturę i coś tam jeszcze posyłam dziecku. Ale moje życie diametralnie się zmieniło. Jest nawet lepiej niż było. Stałem się lepszym człowiekiem. I z żoną wiele wróciło do normy. Potrafimy już z sobą rozmawiać, a nawet żartować, choć na powrót miłości raczej nie liczę. Niemniej dziękuję za to, co pan zrobił, co się zmieniło. Za zdrowie i odzyskaną radość z życia” (...)”
anonimowy, 2016-06-12
(...) Nie wiem, jak pan to zrobił ale przegroda w nosie na tyle się poprawiła, że lekarz zrezygnował z przeprowadzenia operacji (...)
anonimowy, 2016-06-12
(...) niemożliwe, żeby po trzech zabiegach ręce przestały mnie boleć. Gdy pomyślę o trzydziestu latach cierpienia, niezliczonej ilości leków i niekończącej się rehabilitacji, to aż nie mogę uwierzyć w to, że aż tyle przeszłam. A najbardziej w to, że to wszystko minęło. Po prostu minęło. Dla mnie to cud, a pan jest cudotwórcą. Domyślam się, że czasem skutki takich działań przynoszą mniejsze efekty, to samo jest z lekarzami, więc tym bardziej jestem wdzięczna za to, że w moim przypadku poszło aż tak dobrze (...)
anonimowy, 2016-06-14
Panie Zbyszku ! Piszę, żeby podziękować za kilkuletnią pomoc. Wymienić wszystkiego, co Pan zrobił dla mnie i moich najbliższych, nie sposób, skoncentruję się więc na sprawie najważniejszej. Przyjeżdżałam do pana przede wszystkim po to, by pomógł Pan mojej Mamie - osobie obecnie 78-letniej dializowanej już niemal 10 lat. Podczas pierwszej wizyty stwierdził Pan, że nerki mogą ruszyć. Powiedział Pan, że nie wie, kto tego może dokonać - Pan czy ktoś inny, ale że taka możliwość istnieje. Mama wtedy już zupełnie nie sikała. Podczas konsultacji działał Pan w różny sposób. Powtarzał pan, że wciąż się uczy i próbował nowych metod. Tymczasem Mamę nękały nowe dolegliwości, gdyż jej choroba osłabiała cały organizm i rzutowała na działanie innych organów. Pomógł Pan wiele w tych problemach, ale nerki nadal nie pracowały.
Wreszcie kilka miesięcy temu po tym, jak spróbował Pan następnego sposobu uzdrawiania, moja Mama zaczęła sikać ! Gdy do tego doszło, trudno nam było uwierzyć ! Dokonał się cud ! Zdziwiło mnie tylko, że w takiej chwili nie zaczęły bić gromy ani nie zagrzmiały niebiańskie fanfary! Mama jest co prawda nadal dializowana, gdyż oddaje niewiele moczu. Nerki jednak podjęły pracę! Mamy nadzieję, że dzięki temu zmniejszy się liczba dializ i - co najważniejsze - poprawi się działanie całego organizmu oraz nastąpi ogólne wzmocnienie. Na koniec chcę podkreślić, że dzięki swoim umiejętnościom mógłby Pan zarabiać krocie, jednak Pan poświęcił się pomocy ludziom. Jeszcze raz dziękuję.
Irena P. , 2016-06-15
(...) Ortopeda nie mógł uwierzyć, że noga wydłużyła mi się o trzy centymetry. Powiedział, że to niemożliwe. Zdjęcia mówiły jednak co innego. Kręgosłup też się już nieco wyprostował, ale jak pan powiedział, będzie to dłużej trwało. Jestem taka szczęśliwa, że już piszę o tym, że nie będę więcej kupować tylko takich butów, które szewc potrafi przerobić albo do których pasują ortopedyczne wkładki. Kupiłam pierwsze szpilki. Jeszcze stoją i na mnie z uśmiechem spoglądają, bo nie mam jeszcze odwagi w nich wyjść, ale wiem, że jutro to się stanie. Obcas średni, ale dla mnie to wieża Eiffla (...)
anonimowy, 2016-06-16
(...) Mąż nie umrze. Wątroba w oczach się regeneruje (...) Całe życie, cała nasza przyszłość wymaga ponownych przemyśleń. Już wiemy, że dano nam drugą szansę. Mąż przysiągł, że więcej nie tknie kieliszka. Mówi, że fizycznie poczuł śmierć. Że tego nie zapomni do końca życia. Mówi, że dzieją się z nim dziwne rzeczy, że spadła mu zasłona z oczu i teraz wyraźnie widzi to, co robił. Mówi, że wszystko naprawi. I właśnie za te jego słowa chcę panu podziękować. Podziękować za to, że je wypowiedział (...)
anonimowy, 2016-06-18
(...) Jest pan moim dobrodziejem. Wszyscy wiedzą, co to jest cukrzyca insulinoniezależna, ale pewnie nie wszyscy zdają sprawę z tego, co to jest kwasica ketonowa. Gdy pojawił się w moich ustach zapach kwaśnych jabłek, zrozumiałam, że jest źle i w każdej chwili mogę zasnąć na zawsze. Stężenie ciał ketonowych na paskach gleukometru było tak duże, że nie mogłam o niczym innym myśleć, tylko o moich kochanych córkach. Wiedziałam, że muszę dla nich wyzdrowieć. A jak pomyślałam, że mogę być jeszcze dla nich ciężarem, to mi się nogi w kolanach ugięły. Nie jestem przekonana do medycyny alternatywnej, bo już kilka razy próbowałam z niej wcześniej skorzystać i nic z tego nie wyszło. Jedna ze znanych uzdrowicielek rozczarowała mnie podwójnie. Nie wiem nawet, jak to się dzieje, że ktoś może wyzdrowieć pod jej ręką, bo na pewno nie ma w tym jej zasługi, ale medycyny, której efekty ona potem zręcznie sobie przypisuje. Nie będę opisywać jej wypraktykowanej w słowie i żarcie aktorskiej gry, bo tylko to może do niej zachęcić inne osoby. Prawda jest taka, że wszystko co robi, to zręcznie wyreżyserowane przedstawienie i nic więcej. Sama wpadłam w pułapkę jej zapewnień. Uwierzyłam w coś, co nie miało prawa się zadziać. Wciągnęła mnie w swoje wizyty tak prosto, takich iluzji użyła, takimi przykładami posypała, że się nie dziwię, iż Nieznany Świat drukuje jej ogłoszenia. Dopiero po przyjrzeniu się temu całemu przedstawieniu, po rozmowach z innymi osobami okazało się, że ona sama ma tylko niewielki udział w leczeniu, a cudownie uzdrowiona z raka kobieta, którą się chwali, zaliczyła w tym samym czasie dwie chemie. Nie usłyszałam o nikim, kogo by uleczyła, a kim nie zajmowałaby się intensywnie medycyna. Pani X... strasznie grubymi nićmi haftowała ten swój wizerunek cudotwórczyni, ale widać mechanizm działa, skoro mnie nabrała i skoro wciąż ma klientów, których podsyłają jej także inni uzdrowiciele. Mnie też przekazał w jej ręce pewien pan, który nie poradził sobie z moją cukrzycą. Pewnie idzie to tak w obie strony, gdzie jeden nieudacznik drugiemu nieudacznikowi podsyła ofiarę. Zrażona tym wszystkim pozostałam wierna medynie konwencjonalnej, ale tę wierność przypłaciłam pogarszającym się stanem zdrowia. O panu usłyszałam przypadkowo z ust mojej znajomej, która podała przykład innej znajomej, która dzięki panu wyszła z raka. Nie wierzyłam jej zapewnieniom i by to udowodnić, by wyrazić w tym swój ból niewiary, zadzwoniłam do tej osoby, prosząc o wyjaśnienia. Jej opowieść mnie zdruzgotała. Dowiedziałam się, że nie tylko jej, ale i innym osobom pomogły pana zabiegi. Nawet gdy uzdrowienie nie było natychmiastowe i całkowicie skuteczne, to i tak kwalifikowało się do miana sukcesu. Powiedziałabym, że pana zabiegi co najmniej w połowie wsparły medycynę. No i zaczęło się. (...)Po trzech zabiegach mój stan zdrowia tak znacznie się poprawił, że niemal było mi obojętne, że jestem wciąż chora na cukrzycę. Wróciła wiara w sens życia, zaczęłam przybierać na wadze, zniknęło dokuczliwe swędzenie i zapalenie kobiecych narządów, a po czterech miesiącach odstawiłam insulinę. Co prawda przypłaciłam to wstrząsem insulinowym, ale pewnie ze strachu uruchomiłam nie to co trzeba. Wtedy to przerażona dzwoniłam do pana w środku nocy. Sądziłam, że nastał koniec świata. Ale to, co pan zrobił, podziałało. Dziś nie ma po cukrzycy śladu. Wszyscy są z tego powodu zadowoleni, a najbardziej dzieci, choć nawet o tym nie wiedzą. Panie Zbyszku, pan nie wyleczył mnie z cukrzycy, pan uzdrowił nasze całe życie, pan zwrócił matkę dzieciom i właśnie za to chciałabym panu serdecznie podziękować. Bo to właśnie jest w tym wszystkim najpiękniejsze. A na marginesie dodam, że jest o panu już głośno, tyle tylko że świat medycyny alternatywnej stanął wobec pana osoby w ostrej opozycji za to, że ukazuje pan prawdę o tej teatralnej machinie. Nie chcę w tym miejscu urazić prawdziwych uzdrowicieli, bo przecież i tacy istnieją, ale na własnej skórze przekonałam się, jak ten cały rynek funkcjonuje. I wolałbym tej prawdy nie poznawać. Pozdrawiam, życząc wielu sukcesów w pracy, a zwłaszcza ognistych głosów pana popierających. Na mnie może pan liczyć już zawsze.
Magdalena, 2016-06-19
Witam panie Zbyszku. Co to znaczy zwyrodnieniowa choroba stawów biodrowych wiedzą tylko ci, którzy w wieku niecałych pięćdziesięciu lat wstawiają do domu wysokie stołki i chodzą o lasce, a całe ich wolne chwile ograniczają się do w kółko powtarzanych ćwiczeń ruchowych. Choroba to jedno, ale do tego dochodzi tzw. nieprzydatność rodzinna. Jestem chłopem z prawdziwego zdarzenia, całe życie mieszkałem na wsi i tu pracowałem, dlatego ograniczenie ruchowe stało się moim przekleństwem. Ono wykluczyło mnie z normalności. W oczach samego siebie przestałem być cokolwiek wart. Może z powodu tej stresowej sytuacji wpadłem w depresję i zacząłem się leczyć także w przychodni zdrowia psychicznego. (...)Syn poinformował mnie o zabiegach przeprowadzonych na mnie dopiero, gdy doszedłem do siebie, gdy wróciła radość z życia i chęć całkowitego wyzdrowienia. Dopiero wtedy rozmówił się ze mną i polecił, bym na doładowanie już sam do pana zadzwonił. Początkowo nie przyjmowałem jego słów, ale gdy odsłuchałem nagraną na sekretarkę rozmowę z panem, wszystko jakoś mi w głowie poukładało. Wszystko pasowało do siebie jak ulał. Jeszcze wtedy nie odczuwałem za bardzo poprawy w stawach, ale musiało coś we mnie pęknąć po odsłuchaniu rozmowy. Coś się wtedy uruchomiło. Odczułem to tak, jakbym przestał blokować to, co już się stało lub staje. Po kilku dniach, choć jeszcze do pana nie zadzwoniłem, postawiłem laskę w kąt i zacząłem o własnych siłach chodzić po obejściu. (...)Lekarz nie mógł uwierzyć w to, co widzi, a na zdjęciu było widać wyraźną regenerację kości. Od słowa do słowa przyznał, że nie widzi potrzeby operacji i że jak tak dalej pójdzie, to pewnie i rentę mi odbiorą. (...)Może to nie jest jeszcze finał, ale już niczego się nie obawiam i zacząłem pomagać synowi w gospodarstwie. Są to na razie drobne prace, ale już widzę, jak to będzie za kilka miesięcy. Wierzę, i nie ustąpię, że do trzech miesięcy będzie dobrze. Ufam pańskim słowom i ufać nie przestanę.
Kazimierz z opolskiego, 2016-06-21
(...) Gdy na USG wyszła genetyczna wielotorbiel, nie wiedziałam jeszcze, z czym mam do czynienia. Skierowania od lekarza rodzinnego do nefrologa nie traktowałam zbyt poważnie, bo co to takiego wielkiego mieć kłopoty z oddawaniem oczu, nadciśnienie czy podpuchnięte oczy. Nie myślałam wtedy nawet o kamieniach nerkowych czy torbieli. A gdyby nawet to co? Takie operacje są na porządku dziennym i medycyna radzi sobie z tym znakomicie. Osłupiałam więc, gdy dowiedziałam się, że na tę chorobę nie ma lekarstwa i jedynym wyjściem jest przeszczep. Usłyszałam to, mając siedemnaście lat. W tym wieku nie we wszystko się wierzy, więc wolałam myśleć, że mi się jak uda i zgodnie z radą lekarza zaczęłam od zastosowania zdrowego trybu życia. Wprowadziłam niskobiałkową i niskotłuszczową dietę oraz zaczęłam chodzić na jogę. Zajęłam się też medytacją i wciąż szukałam w Internecie ludzi, którzy mówili, jak to siła swej woli pokonali raka. Uwierzyłam, że też to potrafię. Skoro inni mogą, to ja też. Walka o wyjście trwała dwa lata i o mały włos co nie zakończyła się śmiercią. Głucha na rady rodziców nie zdecydowałam się na terapię genową. Mimo moich starań, mimo pływania po oceanie wewnętrznej mocy mój organizm słabł. Pojawiło się nadciśnienie i trudności w oddychaniu oraz to, co najgorsze, czyli schyłkowa niewydolność nerek. To brzmiało jak wyrok śmierci. Wtedy przestraszyłam się nie na żarty. Moja pewność siebie odeszła na zawsze. Załamałam się i poddałam wszelkim terapiom. Niestety, było już na to za późno. Wtedy mój chłopak wziął sprawę w swoje ręce i powiedział, że albo ja wyzdrowieję, albo nigdy się nie ożeni. Zrozumiałam, że niechcąco wypowiedział słowa, których sobie nie uprzytomniałam. (...)Na szczęście był pan pierwszym bioenergoterapeutą, do którego się udaliśmy. Miałam przed tym spore opory, bo opinie na pana temat były w Internecie podzielone. Dziś już wiem dlaczego i co pan robi, z czym pan walczy i co pan wyśmiewa. Może nie do końca to rozumiem, ale wiem, że robi pan dobrze. (...)Po dwóch zabiegach mój stan zdrowia poprawił się na tyle, że zaczęłam wierzyć, iż może się udać. Gdy lekarz to potwierdził i wysłał mnie na tomograf, wszystko we mnie zamarło i czas do badania tomografem wydał mi się najdłuższym na świecie. (...) Sam lekarz nie wiedział, jak ma się do tego ustosunkować. Po prostu gapił się na zdjęcie i w kółko powtarzał, że widzi szansę, choć nie wie, jak to jest możliwe. Oczywiście nic o panu nie powiedziałam, bo by mnie wyśmiał, ale w tamtej chwili za te pana doładowania mogłabym pana ozłocić, dać wszystko co posiadałam i posiadać będę. Byłam taka szczęśliwa, że się popłakałam jak jaka smarkula. (...)Nie wiem, kim pan jest czy czym pan jest, ale nie wierzę w to, co pan o sobie powiedział, że jeszcze się uczy, że niewiele może, że tylko się stara i ma nadzieję. Dla mnie to pan już wszystko może i umie! Kocham pana panie Zbyszku za to, że pan jest i wciąż się stara być mocniejszym, że pan innych tego uczy. Mało mnie obchodzi, czego pan uczy, byle to mogło takie łzy szczęścia jak u mnie wywołać i u innych. I jak pan się tego nie nauczy, to dorwę pana choćby po śmierci i tak złoję skórę, że w następnym wcieleniu już pan dopnie swego! Pozdrawiam pana serdecznie i gratuluję posiadania następnej wyleczonej osoby w swoim osobistym dzienniku zasług.
Malwina z pana ulubionego miasta., 2016-06-21
Witaj Zbyszku chciałabym ci serdecznie podziękować za pomoc mojej synowej miała problemy z zajściem w ciąże wcześniej operację na torbiele na jajnikach. Problem trwał już dwa lata mimo starań nic nie wychodziło. Wysłałam moją synową na wizytę do ciebie oczywiście ciepła rozmowa, wyjaśnienie niektórych kwestii i pomoc. Powiedziałeś kiedy zajdzie w ciążę, że niedługo. Moja synowa po wizycie czuła niesamowitą radość. I tak jak powiedziałeś właśnie jest w ciąży 6 tygodni. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi syn synowa ja jako babcia no i dziadek. Czekamy na to cudeńko które przyjdzie na świat. Dziękujemy ci bardzo wszyscy a jak się dzidziuś urodzi to pojedziemy do wujka Zbyszka w odwiedziny. Życie jest niepojęte. Dziękuję ci za to że jesteś i że pomagasz ludziom że prowadzisz ich ku radości. Uświadamiasz dajesz wskazówki a zarazem jesteś prawdziwym wielkim człowiekiem pełnym pokory i miłości do ludzi. Dziękuję forma słowna jest uboga żeby wyrazić co czuję. Z wyrazami miłości wdzięczności
Marzena niedługo babcia , 2016-06-23
Dziękuję za widzenie wiele lat do przodu istotnych zmian w moim życiu. Dziękuję za cierpliwość w wyjaśnianiu najważniejszych procesów życiowych. Dziękuję także za brak cierpliwości wobec braku mojej pracy własnej i moje nadmierne oczekiwania, że wszystko zostanie za mnie zrobione. Wszystko to było i jest dla mnie bezcenną lekcją życia i rozwoju. Dziękuję za niesamowite diagnozy, trafne, pomocne, czasami porażające szczerością. To pomogło pokonać lęk przed lustrem z własnym odbiciem. Te niezwykłe wglądy w fakty, procesy, były niezwykle pomocne w zrozumieniu objawów i chorób najbliższych mi osób i w ich przełamywaniu. Panie Zbyszku, jest Pan genialnym diagnostykiem!!!! Dziękuję za szczerość aż do bólu, gdyż to pozwoliło zmierzyć się z najtrudniejszym. Dziękuję za oczyszczanie mnie, mojego Tatusia-Staruszka i mojego Syna. Dziękuję za otwartość i akceptację tego, że mogłam popełniać błędy. Dziękuję za odcinanie mnie od energii, z którymi nie powinnam mieć połączeń. Dziękuję za wiarę w człowieka!!!! Dziękuję Absolutnie Za Wszystko!!!!
Jola z Krakowa, 2016-06-24